wtorek, 1 lipca 2014

rozdział 13

Gdy się obudziłam bolała mnie trochę głowa. Odwróciłam się i zobaczyłam słodko śpiącego Luke'a. Spojrzałam na zegarek. Była 9. Wstałam i zeszłam na dół. Weszłam do kuchni i skierowałam się do szafki z lekami. Wyciągnęłam jakieś tabletki na ból głowy. Połknęłam jedną i chowałam pudełko kiedy poczułam ręce na swoich biodrach. Myślałam że to Luke.
-I jak się spało księżniczko-zapytał
To nie był Luke. Odwróciłam lekko głowę żeby zobaczyć kto to.
-A dobrze, a tobie?
-Świetnie, jesteś wspaniała-Beau dał mi buziaka w policzek
-A o co chodzi z tym sms'em?
-Z tym wczorajszym? To było podziękowanie-puścił mi oczko
-Za co-krzyknęłam i zrobiłam wielkie oczy
-Nie krzycz, wszyscy śpią.
-No i chuj, za co-powtórzyłam ale ciszej
-No nie mów że nie pamiętasz.
-Pamiętam tylko do wyjścia z sypialni Tyny a potem to już nie.
-No serio?!
-Dobra gadaj co zrobiłam.
-Nie tylko ty-powiedział jakby do siebie
-Nie. Nie mów że my...
-Mhm.
-Ja pierdole. Ktoś o tym wie?
-W domu byliśmy tylko my, Jai i Tyna. Ale oni byli zajęci sobą także wątpię.
-Słuchaj ja byłam pijana, ok?
-No ja tak trochę też.
-Czyli zrobiliśmy to nieświadomie?
-No na to wygląda.
-Dobra, nikt nie może się o tym dowiedzieć.
-No ok, jestem za. To co, może zrobimy śniadanie?
Kiwnęłam głową i podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam mleko i jajka. Postawiłam to na blacie i z szafki wyciągnęłam mąkę, olej, cukier i sól. Wymieszałam składniki w misce. Wyciągnęłam patelnię i rozgrzałam olej. Nalałam ciasto na patelnię i smażyłam naleśniki.
-Daj duży talerz-powiedziałam
Beau postawił koło mnie duży talerz i patrzył co robię.
-Co mi się tak przyglądasz-zapytałam
-Nie mówiłaś że gotujesz.
-No widzisz.
Beau pokręcił głową i podszedł do telewizora stojącego w kuchni, na meblach.Wybrał jakiś kanał na którym właśnie leciały wiadomości, więc słuchałam o czym mówią.
-"Wczoraj w jednym z londyńskich klubów pomiędzy godziną 01.00 a 02.00 najpierw odbyła się bójka a później strzelanina. Sprawca uciekł z miejsca wydarzenia. Rannych jest 9 osób, a wśród nich jest DJ klubu. Policja poszukuje sprawcy. Według zeznań druga osoba która strzelała chciała bronić klubowiczów. Na podstawie zeznań świadków policja stworzyła portret sprawcy. Ktokolwiek widział tego człowieka proszony jest o powiadomienie policji"-prezenterka skończyła mówić
-O ja pierdole-usłyszałam Beau'a
-Co jest?
-Sama zobacz.
Spojrzałam na telewizor na którym było wyświetlone zdjęcie Johna. Momentalnie upuściłam łyżkę od ciasta na podłogę.
-To nie wszystko-powiedział Beau i cofnął obraz
Zatrzymał na zdjęciu Justina!! Ja pierdole jeszcze tego brakowało. Ale chwila! DJ ranny?!
-Martin-powiedziałam pod nosem
-Nie, to jest Justin a tam był John.
-Pilnuj naleśników-krzyknęłam i pobiegłam na górę.
Wpadłam do sypialni. Szybko się przebrałam. Oczywiście, moje szczęście, obudziłam Luke'a. Coś mówił ale nie słuchałam. Zbiegłam na dół i chwyciłam kluczyki od auta. Pobiegłam do domu Justina. Drzwi były otwarte, więc weszłam. W salonie siedział Jaxon.
-Gdzie Justin-zapytałam lekko zdyszana
-Na górze, wszystko ok?
Nie odpowiedziałam tylko pobiegłam na górę. Otwierałam po kolei drzwi. Otworzyłam drzwi od łazienki i zobaczyłam Justina myjącego sobie twarz.
-Zbieraj się-krzyknęłam
-Gdzie jedziemy?
-Zobaczysz, pospiesz się.
Wybiegliśmy z domu i przebiegliśmy na mój podjazd. Szybko wsiedliśmy do Lamborghini i ruszyłam z piskiem opon. Wyciągnęłam telefon i dzwoniłam do Kevin'a.
-Tak słucham-zapytał gdy odebrał
-Gdzie jesteś?
-U Martina.
-Przyślij mi adres sms'em. Zaraz tam będę.
Rozłączyłam się. Po dosłownie sekundzie dostałam sms z adresem szpitala. Byłam blisko celu. Gdy zaparkowałam wybiegliśmy z auta i wbiegliśmy jak debile do szpitala. Windą dostaliśmy się na odpowiednie piętro. Teraz tylko jeszcze pokój. Szłam wzdłuż korytarza i szukałam odpowiedniej sali.
-Jest, 1405-zaśmiałam się w duchu bo to dzień i miesiąc urodzin Martina, weszłam do sali i zobaczyłam Keva. podeszłam do niego i się z nim przywitałam a potem z Martinem.
-Co się stało-zapytałam
-Pocisk drasnął mnie w ramię a wszyscy panikują.
-No wiesz, a ja się już bałam że zarobiłeś solidnie.
-Nie, nie jest aż tak źle.
- A od kogo dostałeś? Justina czy tego drugiego?
-Tego drugiego.
-Masz szczęście bo ty byś tu leżał-powiedziałam do Justina i zwróciłam się znowu do Martina- to skoro wszystko ok to mogę jechać? Nie chcę cię przemęczać.
-Jak ty dbasz o moje zdrowie. Możesz jechać.
-To do zobaczenia-daliśmy sobie po buziaku w policzek i wyszłam co zrobił i Justin.
Poszliśmy na parking  i wsiedliśmy do auta. Ruszyłam i jechałam szybko, bałam się co ten mistrz kuchni mógł odpieprzyć.
-Czemu strzelałeś-zapytałam
-Chciałem w niego strzelić. Dziś byłby jeden mniej a poza tym chciałem bronić tych ludzi.
-No a teraz możesz mieć zarzut narażania życia wielu osób podczas strzelaniny.
-Najwyżej.
Dojechaliśmy do domu, pożegnaliśmy się i każdy poszedł do siebie. Gdy weszłam do domu poczułam spalenizne. Mówiłam już że to mistrz kuchni? Czujecie ten sarkazm? Weszłam do kuchni i starałam się opanować sytuację. Wyrzuciłam spalonego naleśnika, nalałam ciasto i smażyłam nowego. Odwróciłam się z zamiarem powiedzenia żeby rozrabiał nowe ciasto na kolejne naleśniki ale zamiast tego oberwałam od Beau'a mąką w  twarz. Zaczął się śmiać jak głupi. Wzięłam jajko i podeszłam do niego. Rozbiłam mu je na głowie. Teraz ja zaczęłam się śmiać. Wszyscy nadal spali. Beau rzucił we mnie ciastem, więc mu oddałam ponownie. Zaczęliśmy rzucać w siebie jedzeniem Gdy zobaczyłam mąkę w misce i śmiejącego się Beau'a doznałam olśnienia. Wzięłam miskę i podeszłam z nią do niego. Złapałam go za głowę i włożyłam ją do miski. Gdy ją wyciągnął miał całą twarz białą.
-To nie jest fair-jęknął
-Jak to nie.
Beau wziął w garść trochę mąki i rzucił nią we mnie.
-Debil-krzyknęłam
-Zemsta jest słodka.
-Chyba biała-poprawiłam go
Odwróciłam się i zobaczyłam że wszyscy nam się przyglądają.
-Dobra, jeść szybko i spadamy-zarządziłam
Wszyscy przeszli do jadalni i usiedli. Beau pomógł mi pozanosić wszystko na stół. Gdy wszystko zanieśliśmy poszliśmy się umyć. Wróciliśmy na dół i usiedliśmy. Martyna jako pierwsza sięgnęła po naleśnika.
-EEE, skoro pierwsza dotknęłaś jedzenia odmawiasz modlitwę.
-Dzięki ci Duchu za te dary i za mąkę na ich twarzach. Czuwaj dziś nad nami-powiedziała.
Zaczęliśmy jeść. Po skończonym śniadaniu chłopacy zaczęli sprzątać. Gdy wyszli z jadalni zostałam sama z Tyną. Ściszyłyśmy nasz ton i postanowiłyśmy porozmawiać.
-Jaki masz plan na dziś-zapytała
-Pojedziemy my i chłopacy. Dziewczyny zostaną z tymi debilami.
-A co z Tej'em?
-Pisałam wczoraj z Dom'em o tym. Tej rano miał być u dziewczyn.
-A co z sąsiadami?
-Jeśli przyjadą do warsztatu to i tak ich nie wypuszczę. Jak nie przyjadą to jeszcze lepiej.
-A Hobbs?
-Chyba też jedzie. A mów lepiej czy wczoraj bardzo przeszkodziłam.
-Nie.
-Czyli dokończyliście?
-Nom.
-I?
-Bosko.
Do jadalni wszedł Luke więc skończyłyśmy rozmowę.
-A ty się nie przywitasz-zapytał, podszedł do mnie i pocałował
-Nie było czasu, radzicie sobie w kuchni?
-Nooo-podrapał się po karku-tak nie za bardzo.
-Co zrobiliście?
-Jest jakiś problem ze zmywarką.
-Cholera-krzyknęłam i poszłam do kuchni, chłopacy stali i gapili się na zmywarkę
-Jak to się...
-Jest takie coś jak przycisk włączający.
Uruchomiłam zmywarkę, poszłam się umyć i przebrać. Zeszłam na dół gdzie wszyscy już czekali. Zabrałam kluczyki, wyszliśmy z domu i zakluczyłam drzwi. Wsiadłam do auta razem z Luke'iem. Gdy dojechaliśmy do dziewczyn na podjeździe stał samochód. Jak myślę Tej'a. Weszliśmy do garażu i przywitaliśmy się ze wszystkimi. Trochę pogadaliśmy, zrobiliśmy kilka ostatnich poprawek i teraz tylko czekać na Hobbs'a i 'wyścig'.

***

Gdy się ściemniło przyjechał Hobbs. Był z jakąś babką. Podał nam adres ich kryjówki. Pojechaliśmy tam. Nasi sąsiedzi i współlokatorzy trochę się burzyli  że nie jadą z nami ale jakoś udało ich się uspokoić. Tak jak planowałam pojechałam ja, Tyna, Gisele, Han, Roman, Tej, Dom, Brian, Hobbs no i ta babka, pojechała z nim. Tak jak obiecał Hobbs załatwił auta. Jechaliśmy BMW. Gdy dojechaliśmy do ich kryjówki akurat wyjeżdżali. Ale kurwa czym? Co to do chuja jest? Jak na razie John jechał jakimś nie znanym mi autem. O ile można to tak nazwać. Chyba robota własna. Shaw jeszcze nie wyjechał.
-Marlena bierz ekipę i jedź za nimi-powiedział Dom
-A ty?
-Poczekam tu z Hobbsem na Shawa. Myślę że dla ciebie to będzie przyjemność. Zwłaszcza po wczorajszym.
-Żebyś wiedział. Dobra, każdy ma spluwę?
-No pewnie. To co?
-Jedziemy-powiedziałam i każdy wsiadł do swojego auta.
Mięliśmy ze sobą kontakt dzięki krótkofalówkom. Trzymaliśmy się razem, w grupie. Jechaliśmy kawałek za Range Roverem.
-Miasto jest wymarłe-powiedział Tej
-Shaw ściągnął do kryjówki całą policję- powiedział Brian
-Do roboty panowie-tym razem Roman
-A my to co-zapytałam
-Ty kierujesz nami, dziewczyny jadą za tobą.-stwierdził Han
-No chyba że tak.
Trochę ciężko było go dogonić, ale co to dla nas. Gdy dojechaliśmy do Interpolu ktoś zaczął strzelać do nas z dachu. Gisele wyszła z auta, odblokowała broń i wymierzyła nią ale Han zgarnął ją w biegu i ukryli się za czymś w stylu skrzynki pocztowej, w samą porę bo z dachu padły kolejne strzały. Po chwili Han oddał kilka strzałów w tamtą stronę ale nikt nie odstrzelił. Chyba się zwinęli. Han i Gisele wsiedli szybko do aut. John ruszył, za nim jechał srebrny Rover. Ochrona?? Ruszyliśmy za nimi.
-Biorę Range Rovera-powiedział Tej
-A ja...-zawahał się Roman-cokolwiek to jest.
Pozwoliłam żeby Tej, Roman i Brian wyjechali przede mnie. Nagle ktoś wybił tylną szybę Rover'a i wystrzelił coś w kierunku aut chłopaków.
-Co to? Krążki hokejowe-zapytał Rome
Romanowi i Tej'owi spadły na maskę a Brian'owi na lewy bok auta. Nagle prawe koło Tej'a zablokowało się i stracił panowanie nad wozem. Wypadł z trasy i uderzył w auta stojące na poboczu.. Po sekundzie koło Romana też się zablokowało. Też stracił panowanie, zjechał z ulicy i uderzył w szklane ściany jakiegoś budynku. Brian chyba wiedział co to bo w ostatnim momencie skręcił trochę i strącił chip o słup.
-Brawo Bri.
-No wiem.
-A wy chłopaki, wszystko ok-zapytałam
-Tak jest.Nie martwcie się nami tylko zapierdalajcie dalej-powiedział Tej
-Wedle życzenia-powiedziałam, zmieniłam bieg i przyspieszyłam
Tym sposobem zrównałam się z Brianem. Jechaliśmy przez coś w stylu ronda.
-Gdzie jesteś Dom-zapytałam
-Tuż za tobą.
Spojrzałam w lusterko i zauważyłam że Dom faktycznie jedzie za mną. Do Johna dołączył Shaw w takim samym wozie. Hobbs jechał jako ostatni za wszystkimi. Teraz jechaliśmy tunelem. Trochę dużo aut tu jedzie. Trzeba omijać, czasem jechać złym pasem ale chuj. Taka robota. Shaw skręcił w lewo a John i Range pojechali w prawo.
-Shaw skręcił w lewo-powiedział Hobbs, geniusz...
-Jedziemy w prawo-powiedziałam-Hobbs i Toretto w lewo!
Brian przyspieszył i uderzył w tył Rovera kilkakrotnie ale gdy chciał uderzyć z największą siłą Rover odjechał w bok a Bri wjechał na samochód Johna i obkręcił się kilka razy w powietrzu a następnie przejechał kawałek na dachu. John zawrócił i jechał dalej.
-Han zabierz Briana, a my, dziewczyny, jedziemy dalej-rozkazałam-Dom jak u ciebie?
-Ścigam dupka-usłyszałam
W pewnym momencie jakiś samochód uderzył w bok mojego. Mimo przyciemnianych szyb rozpoznałam kierowcę, trochę też po stylu jazdy.
-Ryan-powiedziałam pod nosem
-Kto to-zapytała Tyna
-Jedźcie dalej za nimi, ja to załatwię.
Teraz jechałam za Chevroletem a dziewczyny nadal za Johnem. Po pewnym czasie jazdy uderzyłam mu w tylny bok tak że się odwrócił i zatrzymał. Wyszłam z auta i szłam w jego stronę.
-Ryan-krzyknęłam gdy drzwi auta się otworzyły a z niego wysiadł chłopak.
Niestety nie poznał mnie i strzelił w moją stronę. Nigdy nie miał za dobrego cela. Pocisk drasnął moją rękę, wbił się w szybę auta rozbijając ją i ostatecznie wbił się w siedzenie. Ryan wsiadł do auta i odjechał.
-Cholera-usłyszałam głos Doma
-Co jest-zapytałam
-Zjebał mi.
-A dziewczyny, jak u was?
-Tak samo.
-Ej luz, nie mieliśmy ich złapać tylko zobaczyć jak jeżdżą. Wracamy do bazy-rozkazałam
Wsiadłam do auta i jechałam do dziewczyn...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No hej.
I jak się podoba rozdział?? Mam nadzieję że jest ok. Sory jak są błędy, do następnego.

1 komentarz:

  1. <33333333 kocham kocham kocham!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3333333333333333

    OdpowiedzUsuń