wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział 29- "I teraz mam zginąć"

muzyka!!!

-Wszystko ok? Strasznie zbladłaś-Niall złagodniał
-Tak...
Kurwa, to jest jakiś żart?! W dodatku wcale nie jest śmieszny!
-Hej, mam pilną sprawę-nagle nie wiadomo skąd pojawił się koło mnie Ryan
-Co?
-Musisz iść ze mną do garażu.
-Niall przepraszam cię na chwilkę-powiedziałam i poszłam za Ryan'em
Gdy byliśmy już w garażu zauważyłam resztę męskiej części ekipy.
-Więc?-pospieszyłam ich
-Chodzi o Forda... Rozjebał się totalnie i nie ma szans na naprawę-powiedział Roman
-Em...Jak długo o tym wiecie-wkurwiłam się
-Od kilku dni. Nie chcieliśmy ci mówić bo nie chcieliśmy cię denerwować. Masz dosyć problemów na głowie-Dom był spokojny
-Mówimy teraz, dlatego że znalazłem samochód, który nam go zastąpi. Jest w dobrym stanie, dobra cena i rocznik. Idealny. I spokojnie...Jest od zaufanego człowieka-tłumaczył Ryan
-Ja nikomu nie ufam-rzuciłam
Przez chwilę panowała cisza...którą przerwał Ryan.
-Pomyśleliśmy że dobrze by było pojechać i go zobaczyć.
-Teraz?
-No najlepiej, poza tym facet ma auto, które może ci się spodobać.
-To jedziemy.

***

Chłopacy nie chcieli mi powiedzieć o jakie auto chodzi. Mówili tylko, że będę zadowolona na pewno. Ryan kierował swoim Lexusem, ja siedziałam z boku a Dom z tyłu...co wyglądało trochę śmiesznie. Sprawdziłam telefon... Miałam wiadomość od Beau'a, która mnie zdziwiła... Dostałam ją rano, gdy jeszcze mój telefon był u chłopaków.
"On usycha bez ciebie"
"Nie potrzebuje mnie, ma blondi"-pomyślałam. Zacisnęłam dłonie w pięści i przypomniało mi się, że Niall mówił, że ktoś do mnie dzwonił. Więc weszłam w połączenia i zobaczyłam coś czego nie chciałabym już widzieć nigdy. Ten numer, imię, zdjęcie... Wszystkie wspomnienia...
-To tutaj-wyrwał mnie z zamyślenia Ry.
Wysiedliśmy i po przywitaniu się z Panem Sprzedającym rozpoczęliśmy oględziny, jak się okazało, RAMa. Chłopacy sprawdzili pod maską i blachy, czy nie ma korozji, a ja weszłam trochę pod auto. Gdy skończyliśmy oględziny i naradę, uzgadniając, że kupujemy, Ryan zapytał o drugie auto. Faktycznie robiliśmy z nim kiedyś interesy. Ale co z tego... Jak się okazało, tą 'niespodzianką' było Camaro z 2012 roku. Spodobało mi się. Obejrzeliśmy je dokładnie i pojechałam ze sprzedającym na jazdę próbną. Prowadziło mi się mega dobrze. Było idealnie. Gdy wróciliśmy Ryan zaczął się targować o cenę. Gdy uzgodnił odpowiednią cenę zapłaciłam za oba auta i mogliśmy odjeżdżać. Ryan jechał Ramem,
ja Camaro a Dom Lexusem. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś nas śledzi. Jednak gdy spoglądałam w lusterko widziałam tylko czarnego Dodge'a. Gdy wróciliśmy do domu było już późno. Wjechaliśmy tylko nowymi autami na rampy i kazałam Domowi zwołać resztę na zebranie, które odbędzie się jutro. Poszłam na salę i kazałam Justinowi się zbierać. Poszedł się przebrać.
-Nick mogę cię poprosić, żebyś jutro sam poprowadził trening?
-Oczywiście.
-Świetnie, zróbcie jakieś cztery układy. Justin jutro poćwiczy w domu.
-Ok ,a Jaxon się źle czuje czy coś?
-Nie, a dlaczego?
-No bo nie było go dzisiaj.
-Ach, pojechał coś załatwić i się przedłużyło.

***
*następny dzień*

Jest po 8. Zjedliśmy już z Justinem śniadanie i poszedł pooglądać telewizję. Złapałam kluczyki i wyszłam. Przeszłam ten kawałek i weszłam na swój podjazd. Od kluczyłam drzwi i weszłam do domu. Przeszłam szybko na górę nie zwracając uwagi na nikogo. Od kluczyłam kolejne drzwi i weszłam do swojego gabinetu. Zamknęłam szybko okno bo było cholernie zimno. Podeszłam do szafki i zaczęłam szukać odpowiednich teczek. Po ok. 10 minutach do środka wpadł Luke.
-Co ty, do cholery, zrobiłaś?-wydarł się pokazując dziury w koszuli
-Równie dobrze mogłeś dostać kulkę w łeb, więc ciesz się, że to tylko koszula... a nie twoje plecy.-warknęłam wściekła.
Nie mam czasu na jego głupie problemy.
-Tyna-krzyknęłam a ona po kilku sekundach stała przede mną.
-Co jest?
-Brałaś teczkę Johna Walsha i Owena Shawa?
-Nie. Nawet tu nie wchodziłam...
To wszystko jest dziwne. Otwarte okno, zniknięcie teczek i jeszcze poodwracane zdjęcia...
-Dzwoń do Tej'a-rozkazałam.

***

-Ok. Sprawa jest taka, że Jaxon zniknął i najprawdopodobniej został porwany.
-Jak to?
-Wczoraj nie wrócił a ja dostałam smsa "Chcesz jeszcze zobaczyć Jaxona?". Do tego z mojego gabinetu zniknęły teczki Shawa i Walsha.
-Ostatni raz telefon Jaxona logował się w tym miejscu-Tej wyświetlił obraz na ekranie.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Jaxona.
-Daj na głośnik-poprosił Dom
-Jaxon-zapytałam
-Cóż, witaj, Leno, dawno się nie słyszeliśmy-to TEN męski głos. Kurwa!
-John.
Rozłącz się.
-Nie rozłączaj się. Właśnie uciąłem sobie pogawędkę z twoim kolegą.
-Co mu zrobiłeś?
-Posłuchaj, ty podpuszczalska dziwko. Spierdoliłaś mi życie. Wszyscy spierdoliliście mi życie. Jesteście mi coś winni. Jest teraz ze mną ten mały kutas. A ty, ten kutas i całe wasze pierdolone rodziny zapłacicie mi.
Jego pogarda mnie szokuje. Nasze rodziny? Jak to?
-Czego chcesz?
-Chcę jego pieniędzy. Naprawdę chcę tych cholernych pieniędzy. A więc teraz ty mi je dostarczysz. Chcę pięć milionów funtów. Dzisiaj.
-John nie mam dostępu do takich pieniędzy-oczywiście, że kłamię
Prycha drwiąco.
-Daję ci dwie godziny. Tylko tyle, dwie godziny. Bierzesz Biebera i jedziecie do banku. Nie mów nikomu, inaczej ten skurwysyn popamięta. Ani glinom. Ani reszcie bandy. Dowiem się, jeśli to zrobisz. Zrozumiałaś?
Próbuję odpowiedzieć, ale gardło ściska mi panika.
-Zrozumiałaś?-krzyczy
-Tak-szepczę
-Inaczej go zabiję.
Chwytam głośno powietrze.
-Zrobię ci piekło z życia-warknęłam
-Piekło mówisz? Taka jesteś mocna.. To czemu płaczesz? Przecież to tylko jeden Jaxon, którego można zastąpić milionem innych.
Skąd on wie, że płaczę?!
-Miej ze sobą telefon. Nikomu nic nie mów, inaczej najpierw potnę mu twarz a potem zabiję. Masz 2 godziny.
-John, potrzebuję więcej czasu. Trzy godziny. Skąd mam wiedzieć, że go masz?
Połączenie zostaje przerwane. Wpatruję się z przerażeniem w telefon, a w ustach czuję metaliczny posmak strachu. Jaxon, on ma Jaxona. Zaczęłam chodzić po pokoju. Przez moją głowę przelatują różne opcje. Powiedzieć komuś? Zadzwonić do Hobbsa? Na policję? Skąd John się dowie? Czy rzeczywiście ma Jaxona? Potrzebuję czasu, czasu na zastanowienie się-ale w tym celu muszę postępować zgodnie z jego instrukcjami.
-Justin masz taką kwotę-zapytał go Tej
-Tak...
-Torby-rozkazałam
Roman wyciągnął z szafy czarne torby. Schowałam broń z tyłu spodni. Założyłam bluzę.
-Justin potrzebna będzie twoja książeczka czekowa.
-Dobrze. Jest w domu.
Musimy uratować Jaxona. Musimy dostać się do banku i zabrać stamtąd pięć milionów funtów. Wyszliśmy szybko, zabierając torby. Wsiedliśmy do Audi Justina. Wsiadłam za kierownicę i ruszyłam z piskiem opon. Zajechałam szybko na podjazd domu chłopaków i Justin wbiegł do domu po książeczkę. W tym czasie nawróciłam auto. Justin wsiadł szybko i ruszyłam.

***

Budynek banku jest elegancki, nowoczesny i powściągliwy w formie. Przyciszone głosy, podłogi, od których odbija się echo, i jasnozielone szkło. Podchodzimy do informacji.
-W czym mogę państwu pomóc-młoda kobieta posyła nam pogodny, nieszczery uśmiech i przez chwilę żałuję, że oboje jesteśmy w dżinsach i bluzach.
-Chciałbym wypłacić dużą kwotę.
-Ma pan u nas rachunek?-w jej głosie słychać nutkę sarkazmu
-Tak-warknął Justin, który był niespokojny.- Na nazwisko Justin Bieber.
Jej oczy rozszerzają się lekko i nieszczerość ustępuje miejsca szokowi.
-Tędy, proszę państwa-mówi cicho i prowadzi nas do niewielkiego, skromnie umeblowanego gabinetu ze ścianami z zielonego szkła-proszę spocząć-pokazuje na dwa skórzane krzesła stojące obok szklanego biurka.-Jaką kwotę chce pan dzisiaj wypłacić, panie Bieber?-pyta grzecznie
-Pięć milionów funtów.
Kobieta trochę zbladła.
-Rozumiem. Poproszę kierownika. Och, proszę mi wybaczyć to pytanie ale czy ma pan jakiś dowód tożsamości?
-Przepraszam ale trochę nam się spieszy-warknęłam-nie można tego załatwić szybciej. Z kierownikiem?
-A pani to kto?-spojrzała na mnie i widać było, że zdusiła w sobie chęć zmierzenia mnie wzrokiem. Tylko spróbuj suko!
-To Marlena Ross. Moja dziewczyna-Justin przyciągnął mnie do siebie a ja spojrzałam na nią i zrobiłam minę "widzisz?!"-I ma rację... Trochę nam się spieszy.
-Tak, oczywiście.-wyszła szybko.
-'Moja dziewczyna'-spojrzałam na Justina
-No co.
Usiedliśmy na krzesłach. Nerwowo zerknęłam na zegarek. Dwadzieścia pięć po drugiej...Do gabinetu wchodzi pan w średnim wieku. Ma elegancki, drogi grafitowy garnitur i pasujący do niego krawat oraz koszulę. Wyciąga dłoń.
-Panie Bieber, Pani Ross. Jestem Troy Whelan-uśmiecha się i wymieniamy z nim uściski dłoni, a potem on siada naprzeciw nas za biurkiem-Wiem od pracownicy, że chce pan wypłacić dużą kwotę.
-Zgadza się, pięć milionów funtów.
Wystukuje na klawiaturze komputera kilka liczb.
-Zazwyczaj prosimy o uprzedzanie nas o takich wypłatach-urywa i posyła nam uśmiech-na szczęście przechowujemy u siebie rezerwę gotówki dla połowy mieszkańców Anglii.
-Panie Whelan, spieszymy się. Co musimy zrobić?-zapytał Justin
-Poproszę o dokument tożsamości. I potem musi pan wypisać czek i kilka dodatkowych dokumentów.-Jus pokazuje mu dowód osobisty-Dobrze więc proszę wypisać czek. A teraz przepraszam na chwilę.
Wychodzi z gabinetu. Justin wypisał szybko czek. Przed oczami pojawia mi się obraz Jaxona. Nagle wraca Whelan. Patrzy na nas.
-Dobrze się pani czuje?-pyta-może wody?
-Nie, nie. Dziękuję.
-Dobrze. Gdyby pan mógł złożyć tu podpis... i na czeku także.
Kładzie na stole jakiś dokument. Justin składa podpis najpierw w odpowiednim miejscu na czeku, potem na dokumencie.
-Wezmę to, proszę pana. Przygotowanie pieniędzy zajmie nam mniej więcej pół godziny.
Szybko zerkam na zegarek. John dał mi dwie godziny-powinnam zdążyć. Justin kiwa głową do Whelana, a on wychodzi z gabinetu.
-Co jest?-pyta Jus
-Tak się zastanawiam...A jeśli John kłamie? Jeśli wcale nie ma Jaxona?-Justin przyciągnął mnie do siebie.
"Nikomu nie mów, inaczej najpierw potnę mu twarz a potem zabiję". To jest chore! Co Jaxon mu zrobił?! Nie wiem ile czasu o tym myślałam.
Rozlega się pukanie do drzwi.
-Panie Bieber-to Whelan-Pieniądze czekają.
-Dziękujemy.-wstajemy z krzeseł.
Obciągam bluzę, zakrywając pistolet. Zerkam na zegarek. Już prawie kwadrans po trzeciej. John może zadzwonić w każdej chwili. Myśl, Lena, myśl!
-Muszę zadzwonić. Mógłby nas pan na chwilę zostawić?-pytam
-Naturalnie-wychodzi.
Wystukuję numer Jaxona.
-O, dzwoni moja wypłata-mówi pogardliwie John
Nie mam czasu na te bzdury!
-Mam pieniądze.
-Na tyłach banku czeka samochód. Czarny SUV. Dodge. Masz trzy minuty, żeby do niego dotrzeć.
Dodge! Wiedziałam, że nas śledził.
-To może mi zająć więcej niż 3 minuty.
-Jesteś bystra, jak na dziwkę,Ross. Coś wymyślisz. Nawigacja cię poprowadzi, żadnych sztuczek. Zostawiasz kasę przy wejściu i możesz zabierać Biebera. I kiedy dotrzesz do samochodu, wyrzuć swój telefon. Rozumiesz, suko?
-Tak.
-Powiedz to!-warczy
-Rozumiem.
Rozłącza się. Chowam telefon i wychodzimy z pomieszczenia. Whelan cierpliwie czeka.
-Będzie nam potrzebna pomoc w zaniesieniu toreb do auta. Jest zaparkowane na tyłach banku.
-Jest tutaj może jakieś tylne wyjście-zapytał Justin
-Nie rozumiem...Mamy, dla pracowników.
-Możemy z niego skorzystać? Unikniemy wtedy niepotrzebnego zamieszania przy głównym wejściu.
-Jak sobie pan życzy, panie Bieber. Każę dwóm pracownikom zanieść torby. I dam wam dwóch ochroniarzy. Proszę za mną.
-Mam jeszcze jedną prośbę-mówię
-Zamieniam się w słuch.

***

Dwie minuty później znajdujemy się na ulicy, kierując w stronę Dodge'a. Szyby są przyciemniane. Tak, to dokładnie ten sam. Otwieram bagażnik. Dwóch młodych pracowników banku wkłada tam ciężkie torby. Pan Whelan odkasłuje.
-Cóż, to było interesujące popołudnie, panie Bieber, pani Ross.-mówi.
Uścisnęliśmy mu dłoń i podziękowaliśmy, po czym odszedł a za nim reszta.
-Na pewno dasz radę-zapytał Justin
-Tak, nie takie sytuacje mam za sobą.
-Nie zrób sobie krzywdy.-W jego oczach pojawiły się łzy. Bez jaj! Nie rycz.
-Przywiozę go całego-obiecałam
Po policzku Justina spłynęła jedna łza. Przytulił mnie. Skrzywiłam głowę i zrozumiałam skąd John miałby się dowiedzieć, że nie zostawię telefonu. Kamery. Wyciągnęłam telefon i wrzuciłam go do kosza.
-Co ja bym bez ciebie zrobił-Justin spojrzał na mnie
-Nie miałbyś takich problemów. Dobra czas mnie goni. Jedź ćwiczyć.
-Bądź ostrożna. Kocham Cię-pocałował mnie w czoło i odszedł
-Dlaczego to brzmi jak pożegnanie? Jeszcze nie teraz!-krzyknęłam za nim

***

Nawigacja wyprowadziła mnie kawałek za miasto, do starego, opuszczonego magazynu. Zatrzymałam auto i wysiadłam. Wyciągnęłam torby z bagażnika. 'Zostawiasz kasę przy wejściu i możesz zabierać Biebera'. Ok. Złapałam wszystkie torby i rzuciłam je przy wejściu. Otworzyłam duże, ciężkie, metalowe drzwi i weszłam do środka. Moje oczy ujrzały Jaxona na samym środku pomieszczenia. Światło padało na niego. Niepewnie zaczęłam stawiać kroki. Coś mi tu nie pasuje. Zostawiłby go samego? Nic? Żadnych niespodzianek? To nie w jego stylu.. Gdy rozejrzałam się i nic nie przykuło specjalnie mojej uwagi zaczęłam biec w stronę Jaxona. Upadłam na kolana koło niego. Położyłam jego głowę na swoich kolanach.
-Jaxon, Jaxon, słyszysz mnie-uderzałam go lekko w policzki
Nic. Zero. Żadnej reakcji. I tu zaczynają się schody. Jak się okazało Jaxon był przykuty kajdankami do słupa. Skąd, kurwa, mam wziąć klucz?! Myśl, Lena, myśl! Jebany John. Kopanie nic nie da, słupa też nie mam jak się pozbyć. Wiem! Wsuwka! Odnalazłam dwie wsuwki w kieszeniach i zaczęłam majstrować przy kajdankach. Jedna otworzyła się a mi nagle zaczęło robić się cholernie gorąco. Spojrzałam w górę... Kurwa! Budynek się pali! Ten koleś serio jest chory! Przerzuciłam sobie Jaxona przez ramię. Kurwa jaki ciężki. Z trudem utrzymałam równowagę wstając. Zaczęłam biec do drzwi. Chciałam je pchnąć aby się otworzyły... ale nic z tego.  Były zamknięte a ogień był coraz bliżej...
-A mogło być nam razem tak dobrze-usłyszałam
Po sekundzie można było usłyszeć warkot silnika... oddalającego się...
-Pomagałam, zapewniałam bezpieczeństwo każdemu... i teraz mam zginąć-wyszeptałam sama do siebie.
~~~~~~~~~~
No i tak to wygląda...
Jak się Wam podoba, mam nadzieję że jest ok :)
Jak myślicie? Czy to już koniec??
Komentujcie i zamieście odpowiedź na to pytanie w komie.
Przepraszam jeśli są błędy ale pisałam na szybko!
Buziaki x