piątek, 5 maja 2017

Rozdział 40-ostatni

-O matko-powiedzieli zgodnie bracia gdy weszli do garażu- wszystko wasze?
-Właściwie to Leny-zaśmiał się Brian i przybił piątki z nimi.
-Coraz bardziej mi się podoba-rzucił Grzesiek, mógłby się ogarnąć chociaż tu.- To co jest do roboty?
-Chcę mieć tamtego Aventadora w czarnym chromie, tamte Camaro ma mieć na masce i dachu czarny coś jak mat, GT-R czarny metalik, niebieskie rury-wskazywałam na auta- tamte Lambo ma być w moro, BMW zróbcie jak chcecie, body kit, wiecie. Dacie radę?
-Jest jeden warunek-Rafał był bardzo poważny.
-Jaki?
-Chce się z tobą przejechać samochodem-uśmiechnął się.

Zaczęliśmy się śmiać.

-Nie ma sprawy. Po ulicy czy torze?
-Tor!

***

Pojechaliśmy na tor bo i tak mieliśmy dziś ćwiczenia. Brałam w nich udział jak zawsze, do wesela zostały 2 tygodnie więc luz. Przewiozłam Rafała tak jak obiecałam a on cieszył się jak głupi. Driftowaliśmy w trójkach a jemu się to cholernie podobało.

-Grzesiek spróbujesz-zapytał go brat gdy wysiedliśmy
-Od samego patrzenia chce mi się rzygać.

Usłyszałam warkot silnika i się odwróciłam. Koło nas zatrzymały się właśnie dwa Chargery a z nich wysiedli Luke, Theo i Brad.

-Hej skarbie.
-Hej, cześć, co tu robicie?
-Przyjechaliśmy potrenować.

O cholera.

***

3 dni później zadzwonił do mnie Rafał, żebym przyjechała zobaczyć Camaro. Jechałam do nich Lykanem, z którym teraz praktycznie się nie rozstawałam, z czego Jax się śmiał. Jak to mi przypominał "nie bo to za drogi prezent", a że teraz ciągle nim jeżdżę. No bo go lubię bardzo. Killer wyglądał przed szybę pasażera. Zajechałam do chłopaków i zanim wysiadłam oni już stali i oglądali auto.

-Dziewczyno! Jak mi powiesz, że masz rakietę kosmiczną... To się nie zdziwię- Grzesiek oglądał dokładnie auto.
-Rakietę nie, ale mam samolot.
-Kurwa skąd ty bierzesz na to kasę...
-Kiedy kręcą się koła, kręci się mój licznik w banku-puściłam mu oczko i weszłam z Rafałem do garażu a Killer podreptał za nami.
-Oto i on-wskazał
-No nawet, nawet ale...Maska mi się nie podoba, zróbcie mniej. A jak reszta?
-Ze 4 dni i wszystkie będą gotowe-dołączył do nas Greg.
-To świetnie. Mówiłam, że jeżeli mi się spodobają to podstawię Wam Veyrona, Mercedesa... i może Lykana?
-Nie...
-To już wiecie.

***

Na następny dzień miałam wywiad dotyczący chłopaków.

-Jak państwo wiecie trwa dyskusja na Twitterze-powiedział redaktor do kamery i zwrócił się do mnie-Jak reagujesz na prośby o autografy, zdjęcia?
-Za każdym razem mnie to dziwi ale zgadzam się oczywiście. Pozdrawiam 4 dziewczyny z McDonald's-pomachałam do kamery.
-Czy to prawda, że Zayn Malik odszedł z zespołu? Dlaczego?
-Zayn nie czuł się dobrze w boysbandzie. Nie chodzi o atmosferę, po prostu powiedział, że... od początku wolał występy solo, że zespół to nie dla niego, dlatego zgłosił się do programu sam a nie w towarzystwie.
-Jak się z tym czujesz?
-Jest mi przykro, że zostawił chłopców ale cóż, taką decyzję podjął i nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić. Mam nadzieję i będę mu kibicować, że droga solowa będzie dla niego dobra-uśmiechnęłam się.- Wie, że może na mnie liczyć.
-Dobrze, więc przejdźmy do pytań od fanów.- Na ekranie pojawiły się tweety, przewijał je i wybierał niektóre- jak przygotowania do ślubu?-przeczytał jedno z pytań
-Dobrze, czekam na suknię i wszystko gotowe.

Czytał kolejne pytania na które odpowiadałam. Mijał tweety typu ,,'czym się pani zajmowała' co za debilne pytanie" , "mógł się przygotować do wywiadu" itp.. Nagle jeden tweet przykuł moją uwagę.

-Niech pan cofnie-poprosiłam a on cofał-stop.

Na ekranie wyświetlał się tweet "Jezu dziewczyny ona nas pozdrowiła" z oznaczeniami 3 innych kont.

-Poproszę mój telefon-poprosiłam a jeden facet z ekipy podał mi telefon. Weszłam na TT i zaobserwowałam te 4 dziewczyny.-Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy- uśmiechnęłam się do kamery.

Na ekranie pojawiały się tweety "cudowna kobieta", "jaka ona fajna", "cieszę się, że chłopcy/Justin ją mają"

-Co myślisz o osobach, które cię nie lubią?
-Mają do tego prawo. Nie znaczy to, że ja zaraz również ich nie lubię. Każdy ma prawo do swojej opinii.

Zobaczyłam, że mam nieodczytaną wiadomość. Od Zayna.

"Dziękuję.".

***

To już dzisiaj. Mój wieczór panieński. Nie mam pojęcia gdzie idziemy ale podobno do jakiegoś klubu. Wszyscy goście z daleka też już są. Już jutro powiem te najważniejsze "Tak" w swoim życiu i już nie będę Marlena Ross, tylko Brooks, choć rozważam jeszcze pisane z myślnikiem... Ale nie, będzie Brooks. Tak, zdecydowanie. Od rana chłopacy zaczęli szykować salon. Wieszali balony, serpentyny, ustawiali krzesła, chłodzili alkohol.

-Tylko proszę was nie pijcie za dużo... Nadrobimy na weselu, nie chcę, żeby Luke bełkotał przy ołtarzu i to nieświadomie-patrzyłam na nich i groziłam palcem.
-Spokojnie, spokojnie, nikt nie będzie bełkotał-zapewniał mnie Jai.
-Dużo osób będzie-zapytałam z ciekawości pijąc kawę
-Nie, nie, tylko kilka.
-Nie podpalcie domu ani go nie staranujcie, nie przestawcie, nie przewróćcie i ma być taki jak go zostawię.
-Spokojnie-Steph dał mi buziaka w czoło

Do kuchni wszedł Theo w dresach.

-Ile mam ci mówić, że tu się tak nie chodzi?
-A tak, zapomniałem-ściągnął spodnie i stał teraz w samych bokserkach.
-Jesteś okropny.
-Za to mnie kochasz-cmoknął w powietrzu.
-Zrobiłbyś sobie taką dziarę jak masz w filmie.
-Jaką?

Chłopcy przyglądali się naszej rozmowie z ciekawością.

-Ta co ci na szyję wchodziła, Cztery.
-Aaa...Czy ja wiem.
-Fajna była, sama bym sobie taką zrobiła.
-No ja też. Ale nie mam miejsca-zaśmiał się Steph.

Zaczęliśmy się śmiać. Poszłam z Tyną do kuchni.

-Jak z Jai'em?
-Po staremu.
-Stara pogadaj z nim.
-Kocham go i cholernie mnie boli ta kłótnia, chce żeby było po staremu, jak przed tą akcją.
-On też cię kocha.
-Skąd wiesz?
-Bo stoi za tobą i się szczerzy.

Porozmawialiśmy jeszcze jakiś czas z chłopakami i musiałam już się zbierać bo Tyna mnie poganiała.

***

Szampan był zajebisty, tak pyszny, z malinami. Mmm... Do tego pełno owoców i pysznego jedzenia. Dziewczyny się serio postarały! Byłam na kilku wieczorach panieńskich ale żaden nie był tak świetny jak mój! Dziewczyny zamówiły striptizerów co było trochę niezręczne...ale to mój ostatni dzień 'wolności'. Jutro zaczynam... Właściwie to za kilkanaście godzin zaczynam nowe, szczęśliwe życie ze wspaniałym Luke'iem jako moim mężem. Moja rodzina będzie jeszcze większa... Byłam ciekawa jak tam wieczór kawalerski Luke'a... Po występie striptizerzy usiedli z nami, pili drinki i rozmawiali. Bardzo fajne chłopaki!

-Lena jeszcze możesz wszystko odwołać-krzyknęła Kel, która była już nieźle wstawiona- No patrz jakie tu masz sztuki.
-Nie, nie, nie! Nie namówisz mnie!
-Jeszcze zobaczymy!

Zaczęłam sobie wspominać wszystkie wspólne chwile z ekipą. Ostatnio trochę ich zaniedbałam przez te wesele i trasy chłopaków. Uśmiechnęłam się na wspomnienia wspólnych grillów.

-Co się tam tak szczerzysz-zapytała Iggy
-Wspomnienia...

Dziewczyny zaczęły dyskusję o wspomnieniach. Grille, obiady, zakupy, wyścigi, imprezy. Mi przypomniało się co innego. Kiedy siedziałam z chłopakami w domu i przyszedł Martin z początkami nowej nuty prosząc, żebym mu pomogła z nią... Albo jak poszłam po Liama i resztę, żeby przyszli na obiad. Siedział z nimi... Chyba miał na imię Ed...Tak, raczej Ed. Chłopcy tak mnie zachwalali, że ten poprosił, żebym przejrzała jego teksty na nową płytę. Śpiewające tygodnie ze Stephenem. Albo wspólne trasy z chłopakami i szaleństwo w autobusach... To było coś!

-Albo ta słynna zapiekanka Leny-słowa Mii sprowadziły mnie na ziemię
-Noo... Kiedy ją zrobisz?

Zaczęłam się śmiać.

-W najbliższym czasie, dam wam znać.
-Będę miała zajebistą synową-Gina przytuliła mnie

***

-Dobra laski, ja się zwijam... Nie chcę wyglądać jak trup przy ołtarzu.
-No tak, drzemka dla piękności-zaśmiały się
-Stara no... nie idź jeszcze. To twój panieński!
-Wiem, ale jestem zmęczona. Dokończymy kiedy indziej, ok?
-Luke ci pozwoli?
-Jak nie to wyślę go w trasę.

Dziewczyny wybuchnęły śmiechem. Było trochę ciszej bez Kel, która wyszła niedawno, ale nadal było głośno.

-Wyśpijcie się i widzimy się w kościele-cmoknęłyśmy się po kolei w policzek na pożegnanie i razem z Tyną wyszłyśmy.

Wsiadłyśmy do Hondy i odjechałyśmy w stronę domu rozmawiając.

***

-Hej chłopaki-wetknęłam głowę do salonu gdzie chłopacy akurat pili kolejkę.
-Wy już?!
-Nie przeszkadzajcie sobie. Idziemy spać-uśmiechnęłam się słabo i przejechałam wzrokiem po pokoju-gdzie Luke?
-Na górze. Już go tak nie pilnuj. My to robimy!
-Wariaci.
-Chodź wypij z nami.

Podeszłam do kanapy i wzięłam kieliszek od Jai'a. Beau nalał do niego wódki i unieśliśmy  kieliszki w górę.

-To za najlepszą bratową! I szwagra!

Wypiliśmy po czym odstawiłam kieliszek i po prośbie o przystopowaniu z alkoholem ruszyłam na górę. Otworzyłam drzwi od sypialni i zapaliłam światło bo było cholernie ciemno. Ale to co ujrzałam przed sobą zwaliło mnie z nóg. W moich oczach zaczęły się zbierać łzy. Nie wierzę. Odwrócili głowy w moją stronę.

-Ty suko!-krzyknęłam na Kelsey, która jeszcze przed chwilą pieprzyła się z  Luke'iem w moim łóżku!
-Lena-zaczął Luke i wstawał z niej ubierając szybko spodnie.

Zbiegłam szybko po schodach w towarzystwie wołania Luke'a, żebym się zatrzymała. Z salonu wyszli wszyscy na korytarz, żeby zobaczyć co się dzieje. Luke krzyczał coraz głośniej. Wybiegłam z domu i natychmiast wsiadłam do auta. Odjechałam z piskiem opon widząc w tylnych lusterkach jak Luke wybiega i wsiada do samochodu. Widoczność przysłaniały mi łzy a dźwięk dzwoniącego telefonu cholernie irytował. Jechałam przez centrum, które o tej porze było prawie puste jeśli chodzi o ruch na drodze. Było za to pełno pieszych. Złamałam już tyle przepisów... ale miałam to gdzieś. Chciałam być jak najdalej od niego. Obiecał mi... Obiecał, że tego nigdy nie zrobi. Otarłam łzy spływające po policzkach i zauważyłam, że Luke jest tylko kilka metrów ode mnie. Przyspieszyłam  i skręciłam w prawo. Zaczęłam trąbić na ludzi, którzy przechodzili przez przejście. Uciekali a ja jechałam dalej. Niestety on też. Po chwili poczułam ból. Nie wiedziałam co się dzieje. Ktoś uderzył we mnie i zaczęłam dachować...

*Luke's POV*

Zatrzymałem się natychmiast kiedy zobaczyłem jak jej auto dachuje. Byłem cholernym idiotą! Jak mogłem jej to zrobić. Wysiadłem z samochodu i podbiegłem do Hondy kiedy już przestała dachować. Z tyłu pojawił się ogień. Otworzyłem drzwi i wyciągnąłem nieprzytomną Lenę. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem szybko do swojego samochodu. Położyłem ją na tylnym siedzeniu a Honda wybuchła...

-Skarbie-ucałowałem jej czoło i zająłem miejsce kierowcy. Ruszyłem i kierowałem się do szpitala.


***

-Pomocy! Potrzebny lekarz!-krzyczałem kiedy wbiegłem do szpitala.
-Co z nią?-zapytał lekarz-Jak się nazywa?

Położyłem ją na łóżko, które podstawił i biegliśmy przez korytarze.

-Miała wypadek. Dachowała. Wyciągnąłem ją z samochodu. Marlena Ross.

Na odpowiednim oddziale koło nas pojawiło się pełno pielęgniarek, zabrali ją na salę i nie pozwolili mi tam wchodzić. Oparłem się o ścianę i czekałem. Zobaczyłem jak przez korytarz biegnie jakiś lekarz z teczką i wbiega do pokoju, w którym leżała moja mała. Zadzwoniłem do Doma.

-Dom jestem w szpitalu, Lena miała wypadek.
-Zaraz będziemy.

Podałem mu jeszcze oddział i adres. Czekałem jakby całą wieczność aż ktoś wyjdzie z sali i powie co z nią. Po 10 minutach, które ciągnęły się jak cholera, na korytarzu pojawił się Dom a za nim cała reszta. Dosłownie. Ekipa, Niall z bandą, Jax, Justin, bracia z Danielem i Jamesem, mama, Theo, Brad i Stephen.

-Co z nią-zapytali
-Nie wiem, jeszcze nikt nie wyszedł.

Powiedziałem co się stało i czekałem aż mi przypierdolą ale nic takiego się nie stało.

-Jeśli coś jej się stanie to nie podarujemy ci tego-przede mną stanął Steph, Theo i Brad.

Po jakimś czasie na korytarz wyszedł lekarz. Ten, który wszedł do pokoju najpóźniej.

-Luke Brooks?-zapytał
-To ja-stanąłem natychmiast przed nim
-Przykro mi, ale nie udało nam się uratować dziecka. Natomiast pani Ross... Jej stan nie jest najlepszy. Straciła sporo krwi, jest słaba.
-Ale... Jakiego dziecka?
-To pan nie wie? Pani Ross była w 3 miesiącu ciąży. Prowadziłem jej ciążę.

Opadłem na krzesełko. Miałem mieć dziecko... które straciłem przez własną głupotę...

-Ale my się dzisiaj pobieramy...
-To chyba raczej nie w kościele.
-Mogę do niej wejść?
-Jest bardzo słaba. Nie ma z nią najlepszego kontaktu... Musi odpoczywać.
-Proszę...
-Eh.. No dobrze. Ale proszę jej nie przemęczać.

Niemal wbiegłem do sali w której była już tylko ona. Była podpięta do tych wszystkich maszyn. Usiadłem na krzesełku obok niej i złapałem jej dłoń.

-Przepraszam cię bardzo. Nie wiem co mi strzeliło do głowy. To było nie...- nie dokończyłem
-Tyna-wyszeptała tak, że ledwo ją usłyszałem
-Ma przyjść?

Przytaknęła lekko głową. Ucałowałem jej czoło i wychyliłem się na korytarz.

-Martyna, Lena cię prosi.

Była zdziwiona ale weszła natychmiast i stanęła przy łóżku łapiąc jej dłoń.

-Jestem.

Lena lekkim gestem dłoni dała znak, żeby Tyna się pochyliła więc to zrobiła.

-Godnie mnie zastępuj-wyszeptała i maszyny wokół niej zaczęły strasznie hałasować. Na ekranie pojawiła się pozioma kreska.
-Proszę opuścić pokój!-lekarze wyrzucili nas z pomieszczenia.

Stanąłem obok okienka, żeby widzieć co się dzieje. Reanimowali ją, robili wstrząsy czymś. Po chwili pielęgniarka zasłoniła okno i już nie widziałem co się dzieje. Podeszła do mnie Gina i pocierała po plecach mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Modliłem się, żeby tak było. Minęło kilka minut i wyszedł do nas lekarz.

-Niestety... Nie udało nam się jej uratować. Przykro mi. Możecie państwo wejść i się z nią pożegnać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i tak oto kończymy.
Dziękuję tym, którzy zostali ze mną do końca.
Zapraszam Was na inne opowiadania mojego autorstwa na Wattpadzie.
Napiszcie mi czy chcielibyście drugą część ROD!
Buziaki! 

wtorek, 25 kwietnia 2017

Rozdział 39

-Ale jaja!-wstałam i podbiegłam do nich. Po kolei przytulili mnie i obrócili w powietrzu.
-Zmieniłaś się-stwierdził Brad przyglądając mi się.
-Tylko troszkę. Em...ludzie-zwróciłam się do reszty-to jest Bradley i Theo, moi kuzyni. Chłopcy to jest tak... Luke- mój narzeczony, jego bracia Jai i Beau-zaczęłam wymieniać aż przedstawiłam wszystkich siedzących w salonie.
-Czy u Was w rodzinie każdy jest taki ładny i przystojny-zapytał Harry

We czwórkę przytaknęliśmy zgodnie na jego pytanie.

***

Przez kolejne dni zajmowaliśmy się prawie tylko weselem. Chłopcy przyjechali pomóc... ale nie było w czym....Dziewczyny i Dominic zgodzili się na udostępnienie pokoi... Tak właściwie to dziewczyny nie miały za dużo do powiedzenia bo w końcu to mój dom.

-Halo?-odebrałam telefon, który obudził mnie ze snu.
-Lena, błagamy przyjedź tu...-mówił zdenerwowanym głosem Liam
-Co? Gdzie? Co się stało?
-Jesteśmy w hotelu w Manchesterze. Przyjedź... Zayn zaginął.
-CO-krzyknęłam, zaczęłam się szybko ubierać.
-No nie ma go.
-Może poszedł się przejść? Na fajkę?-umyłam szybko zęby i ubierałam już buty.
-O tej godzinie?! Jest 3 w nocy!
-Wychodzę z domu, będę jak najszybciej się da-i się rozłączyłam.

Wzięłam kluczyki od Lykana i pobiegłam do garażu. Czy zawsze jak coś się dzieje to musi to być w nocy?! Nie dadzą mi się wyspać... Wyjeżdżałam już z Londynu i pomyślałam o tym jak bardzo kocham Jaxona za to auto. Wzięłabym Veyrona ale jest u dziewczyn, przez co straciłabym trochę czasu. Mknęłam drogą mijając innych kierowców. Nie byłoby za ciekawie gdyby teraz trafiła się gdzieś psiarnia*... Mój telefon zaczął dzwonić, odebrałam i dałam na zestaw głośnomówiący.

-Liam jeszcze trochę...-rzuciłam bo byłam pewna, że to on.
-Lena? To ja, Perrie-usłyszałam jej zapłakany głos
-Dobrze, że dzwonisz bo...-nie dokończyłam bo mi przerwała.
-Zerwał ze mną.
-Co?
-Noo, przez sms-a.-i wybuchnęła płaczem.
-Pez nie płacz, proszę. Jadę właśnie do Manchesteru bo Liam zadzwonił, że Zayn zaginął, ale jak tylko wrócę to przyjadę do ciebie.
-Dobrze-pociągnęła nosem
-Nie płacz, nie warto. Głowa będzie cię boleć. Obiecuję, że jak go dorwę to się z nim rozprawię.

***

Wpadłam do hotelu jak burza. Przed recepcją czekał na mnie Louis, z którym pobiegliśmy do chłopaków. Wpadliśmy do pokoju Zayna gdzie była reszta.

-Zostawił tylko to-Harry podał mi złożoną kartę z napisem "Dla Marleny".

Otworzyłam ją i zaczęłam czytać jej zawartość.

"Przepraszam ale nie mogę dłużej udawać. Nie czuję się dobrze w zespole. Przeproś ode mnie chłopaków.
                 Zayn."

Podałam kartkę chłopakom i w czasie kiedy ją czytali próbowałam się dodzwonić do Zayna ale na marne...

-Zostawił nas?-chłopacy usiedli z minami pełnymi niedowierzania i smutku
-Zostawił w domu jakieś rzeczy?
-No tak, nie miał wszystkiego.
-Macie dzisiaj koncert? Nie, prawda?-zapytałam
-Nie, zakończyliśmy wczoraj trasę.
-Spakujcie się, zadzwonię, żeby ktoś po was przyjechał... Zaraz wracam.

Poszłam do recepcji, żeby dowiedzieć się czy ktoś widział Zayna jak wychodził. Na początku nie chcieli mi powiedzieć ale po małych negocjacjach zobaczyłam nawet nagranie z kamer. Wyszedł 30 minut przed telefonem Liama do mnie. Miał walizki i szedł szybkim krokiem. Jakim cudem ochrona chłopaków go nie zauważyła...

-Dziękuję panu bardzo.

W drodze do pokojów chłopaków zadzwoniłam do Doma.

-Weź samochód i przyjedź po chłopaków.
-Co się dzieje?
-Muszę znaleźć Zayna.
-Zaraz ruszam.

Rozłączyłam się i próbowałam dobić się do Zayna ale na marne. Weszłam do jego pokoju i przejebałam wszystkie szafki i łazienkę w poszukiwaniu czegoś co mógł może zostawić ale nic nie znalazłam. Przeszłam do chłopaków.

-Dominic po Was przyjedzie.
Popatrzyłam na nich. Smutne miny i oczy, u Nialla czerwone oczy. Usiadłam koło niego na łóżku i objęłam ramieniem pocierając jego rękę.

-Chłopaki... To nie wasza wina... Podjął taką decyzję jaką podjął... Najwyraźniej tak musi być. 
Upewnijcie się, że macie wszystko i czekajcie na Doma.
-A ty co zrobisz?
-Jadę go znaleźć.

Pożegnałam się z nimi i wyszłam. W drodze do auta zadzwoniłam do Luke'a.

-Halo?
-Wstawaj. Jeżeli Zayn pojawi się w domu zatrzymajcie go, ja już jadę.

***

W drodze powrotnej mijałam się z Domem. Kiedy wjeżdżałam do Londynu była 6:30. Zadzwonił mój telefon. Dzwonił Luke więc odebrałam.

-Przyjechał.
-Zaraz będę. Możesz iść spać.

Rozłączyłam się i kiedy zajechałam pod dom, wysiadłam i pobiegłam do domu moich sąsiadów. Weszłam i zobaczyłam Zayna pakującego coś do torby w salonie. Stał do mnie tyłem więc mnie nie widział. Oparłam się plecami o ścianę w salonie z założonymi rękami na piersi. Czekałam aż się odwróci. Kiedy to zrobił odskoczył trochę do tyłu, gdyż się przestraszył.

-Masz mi coś do powiedzenia-odepchnęłam się od ściany i podeszłam bliżej niego.
-Przepraszam, pamiętasz jak byłem taki dziwny na koncercie? Wcale nie było tak jak ci powiedziałem, miałem cholerny mętlik w głowie. Wszyscy cieszyli się, że wracamy, o jak zajebiście! Tylko nie ja. Byłem tu bo lubię chłopaków ale nie ciągnęło mnie do wracania.
-Trzeba było powiedzieć, wiesz jak oni się teraz czują? Myślą, że to przez nich! Zasługują na wyjaśnienia.
-Ale...-zaczął ale nie skończył.
-Zayni to też-zapytała jakaś dziewczyna, która weszła do salonu z koszulką w dłoni ale zatrzymała się gdy mnie zobaczyła-kto to?

Prychnęłam.

-No tak... Czemu mnie to nie dziwi. Miałam cię za mądrego i odpowiedzialnego faceta ale jak widać myliłam się-zaczęłam iść do wyjścia ale stanęłam i spojrzałam na niego- Nawet nie próbuj mącić chłopakom w głowach-przeszłam kolejny krok i znowu się odwróciłam-A! Nie musisz się fatygować na wesele. Zostaw klucze.-i wyszłam trzaskając drzwiami.

***

Siedziałam w kuchni i zastanawiałam się co teraz. Perrie powiedziała, że przyjedzie do mnie. Było mi jej cholernie szkoda. Zdążyłam się z nią poznać i dobrze zaprzyjaźnić, podobnie jak z resztą dziewczyn chłopaków. Usłyszałam kroki a po chwili do kuchni wszedł Theo w samych spodniach dresowych, które luźno zwisały mu z bioder.

-Ubierz się-rzuciłam.
-Też się cieszę, że cię widzę-i dał mi buziaka w policzek-aż tak źle wyglądam?
-Mam narzeczonego-zaśmiałam się- więc w tej sytuacji tak.

Do kuchni weszli Bradley ze Stephenem ubrani tak samo jak Theo. Jedyne co się różniło to kolor 
dresów.

-Cześć sis-Steph dał mi buziaka w czoło
-Ubierzcie się.
-Ty możesz trochę pocierpieć, patrzeć na te wspaniałe ciała-powiedział Steph i napięli mięśnie-to za karę za Victoria's Secret.
-Nie musiałeś jechać. Weźcie co, tu nikt tak nie chodzi ubrany...

Jak na zawołanie do kuchni wszedł Luke.

-No właśnie widzę-cała trójka powiedziała chórem i wszyscy spojrzeliśmy na Luke'a, który był w samych bokserkach.
-Ale on może-dałam buziaka Luke'owi.
-To chwila, ubiorę bokserki i też tak będę chodził.
-Chcesz powiedzieć, że przy mojej narzeczonej, nie masz nic pod tym-zapytał Luke patrząc na nich.
-Tak.

Po domu rozległ się dzwonek do drzwi a ja wiedziałam, że to Perrie.

-Wypierdalać na górę.

***

-Ale czemu nie chcesz dać im wszystkich aut-dopytywał Roman-przecież już kiedyś robili nam auta i było dobrze.
-Na co chcesz je robić?! Zrobimy te BMW, żeby poszło za więcej, te które chce reszta swoje i moje Lambo.
-A Lykan?
-Nie!

Jechaliśmy do jego dwóch znajomych, którzy zajmują się autami. Rozmawialiśmy przez urządzenie, które mieliśmy w każdym aucie. Coś podobnego do CB Radia. Rome namawiał mnie, żeby dać im do zrobienia wszystkie auta ale dla mnie było to bez sensu. Kiedy wysiedliśmy Roman próbował mnie jeszcze namówić ale ja byłam na nie. Weszliśmy do środka gdzie był Rafał, który się z nami przywitał a po chwili dołączył do nas Grzesiek.

-Jaka ona jest seksowna-powiedział do Rafała po polsku i spojrzał na mnie uśmiechając się głupio

Jak zawsze... Prychnęłam.

-Co cię bawi-zapytał Grzesiek po angielsku a Rafał zaczął się śmiać.
-Wszystko rozumiem-powiedziałam po polsku a Grzesiek spalił buraka.
-Możecie gadać tak, żebym rozumiał-wypalił Roman-Chłopaki zrobicie nam auta?
-No pewnie, pokażcie co tam macie.
-Musicie pojechać z nami, tak właściwie, żeby je zobaczyć...
-Yyy...No dobra, Grzesiek weź kluczyki i jedziemy.
-Jedźcie z nami, odwieziemy was i przyprowadzimy auta przy okazji.
-Czy ja wiem...-zaczął Grzesiek.
-Jesteśmy świetnymi kierowcami.

Stanęłam koło swojego Maserati i czekałam na któregoś z braci. Rafał poszedł z Romanem do jego auta a Grzegorz stał i się nie ruszał.

-Jedziesz? Czy wolisz biec za samochodem-zapytałam a on w końcu ruszył dupę.

Chyba wolałabym, żeby wybrał tą drugą opcję...

-Jak ja cię lubię-zaśmiał się Rafał.

Wsiedliśmy i ruszyliśmy. Co jakiś czas odzywał się do nas Roman albo Rafał, pytając czy jeszcze się nie pozabijaliśmy. Co z tego, że Grzesiek był przystojny i miał tatuaże i w ogóle, jak był arogancki. To był jedyny jego minus bo tak to lubiłabym go bardzo, tak jak jego brata. Kiedy byliśmy już w odpowiedniej odległości od dziewczyn zadzwoniłam do Luke'a, że mogą już wyjeżdżać ale mają uważać na auta bo jeśli coś się stanie autu to jest po nich. Staliśmy na światłach czekając na zielone kiedy odezwał się głos Stephena a kierowca Lambo mrugnął światłami i ktoś podgłośnił muzykę.

-Stara jak wyglądam w tym Lambo?
-Masz się nim turlać bo ubiję-zagroziłam

Steph jak to Steph dał znak reszcie i oni również rozkręcili regulatory z tą samą nutą. Włączyli"I'd love to change the world" i wiedziałam co chce zrobić. Zaczął grzać silnik podnosząc obroty i z piskiem opon ruszył, kiedy zaczął się refren, skręcając a kiedy nas mijał pomachał nam... Olewając fakt, że było czerwone ruszyliśmy szybko za nimi. Zaczęliśmy się ścigać, mijaliśmy się a kierowcy jadący z naprzeciw trąbili na nas.

-Kto ci dał prawo jazdy-krzyknął Grzesiek, którego wbijało w fotel

Spojrzałam na niego i odwróciłam auto jadąc teraz tyłem. Zaraz za mną jechał Stephen, który teraz robił do mnie głupie miny.

-To moja przyjaciółka-krzyknął Roman

Zadriftowałam wjeżdżając na podjazd domu i się zatrzymałam. Wysiedliśmy.

-Zaraz się zrzygam-rzucił Grzesiek

Rafał podszedł do nas i poklepał mnie po plecach.

-Świetna jazda!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kochani jestem!
Przepraszam jeśli są błędy!
Na moim profilu na wattpadzie znajdziecie nowe opowiadanie.
Został ostatni rozdział ROD.
Buziaki!
*psiarnia-policja

środa, 5 kwietnia 2017

Rozdział 38

Od Mii dowiedziałam się, że zdecydowali się na kupno jednego z tych domów, które oglądali dzisiaj. Pokazała mi zdjęcia domu i sama stwierdziłam, że jest świetny i też bym go wybrała. Powiedziała, że umówili się z właścicielem na jutro na podpisanie umowy, co wiązało się z prośbą o zaopiekowanie się Jackiem na ten czas, na co się oczywiście zgodziłam. Jack wygadał Mii, że byliśmy na lodach za co mi się dostało ale jak zawsze odpowiedziałam jej tym samym.

-Kochana, ale przecież dobrze wiesz, że żadne zakazy go u mnie nie obowiązują.

-No wiem, wiem. Ale ta zasada mogłaby się zmienić- westchnęła.

-To powiem ci więcej, byliśmy też w McDonald's.

-Lena ja cię zabiję!

-Ale to przez Stephena! Bo on chciał iść!

-Co ja-do naszej rozmowy dołączył mój braciszek.

-To zabiję was obu.

-Dobra, dobra ale kupiliśmy mu garniak-wyszczerzył się Steph

-Wasza śmierć jest coraz bliższa! Mówiłam, że sama się tym zajmę bo ty masz dużo na głowie.

-Dobra, nie marudź. O której go przywieziecie?

-Też tak jak dzisiaj...A słuchaj, mam prośbę.

-No dawaj.

-Pożyczysz nam RAMa? Chcielibyśmy, wiesz, spakować dzisiaj chociaż trochę rzeczy i jutro już je przewieźć, chcemy jak najszybciej się tam wprowadzić.

-No pewnie! Potrzebujecie pomocy przy pakowaniu? Patrz jaką mam ekipę-wskazałam na chłopaków w salonie i  się zaśmialiśmy.

-Nie chce ich wykorzystywać...

-Czekaj. Chłopcy-powiedziałam głośniej i wszyscy spojrzeli na mnie.-Pomożemy spakować się Brianowi i Mii?

-Pewnie!


 Mia i Steph pomogli mi pozbierać naczynia po obiedzie i po ogarnięciu ich wszyscy zebraliśmy dupy i pojechaliśmy ich pakować.

***

Wróciliśmy o 22, po tym jak spakowaliśmy ich wszystkie rzeczy. Wykąpałam się natychmiast i położyłam spać. Obudził mnie dzwoniący telefon. Spojrzałam na wyświetlacz.

-Niall jest 4 w nocy. Jeśli to nic ważnego to utnę ci jaja, że mnie budzisz-rzuciłam po odebraniu

-Potrzebuję pomocy...

-Co się stało-momentalnie byłam obudzona do końca

-Wpadłem do rowu.

-Jak to-zapytałam i w tym czasie już się ubierałam.

-Nie wiem. Próbowałem hamować bo wpadłem w lekki poślizg ale to nic nie dało i wpadłem do 
rowu.

-Dobra powiedz mi gdzie jesteś.


-W lesie, nie wiem gdzie to dokładnie.

-Masz jakiś słupek obok siebie? Jaki kilometr? Jaka droga?-ubierałam już buty przy wyjściu.

-Nie wiem.

-Yyy. Dobra wychodzę z domu. Czekaj na mnie i nigdzie się nie ruszaj-rozłączyłam się i zadzwoniłam do Doma, który odebrał po 2 sygnałach

-Przyjedź szybko do dziewczyn.

-Coś się stało?

-Niall się rozbił.

-Zaraz będę.


Zostawiłam jeszcze kartkę Luke'owi, że o 10 Mia przywiezie Jacka i jeżeli nie wrócę do tej pory mają się nim zająć. Zabrałam kluczyki od Lykana i pobiegłam do garażu. Wyjechałam szybko z podjazdu i ruszyłam do dziewczyn. Gdyby złapały mnie gliny miałabym po prawku... Byłam na miejscu po 2 minutach gdzie normalnie zajmuje mi to kilkanaście minut. Wbiegłam do garażu i zajęłam fotel Teja przy komputerach. Szybko zlokalizowałam telefon Niall'a. Do garażu wpadł Dom. Podczepiliśmy lawetę pod RAMa i ruszyliśmy. Do Niall'a mieliśmy ponad 150 km.

-Zrobiłem mu kawy w termos-odezwał się kiedy wyjeżdżaliśmy już z Londynu.

-Kochany jesteś.

-Właściwie to Letty-zaśmiał się co zrobiłam i ja.-Co się stało?

-Nie wiem dokładnie...Mówił, że wpadł w lekki poślizg, próbował hamować i wpadł do rowu.

-A co on tam właściwie robi?

-Sama nie wiem. Podobno miał jechać gdzieś coś załatwiać ale nie wiem czy to to.

-Też masz wrażenie, że to nie przypadek?

-Dowiemy się gdy sprawdzimy auto.

***

Minęła godzina i byliśmy już prawie na miejscu.

-To gdzieś tu-włączyłam długie światła.

-Tam-Dom wskazał miejsce w którym faktycznie był Niall.


Zatrzymałam się na poboczu i włączyłam światła awaryjne. Wyszliśmy z auta, żeby ocenić sytuację. Niall wyszedł do nas i przywitał się z nami.

-Przepraszam, że was obudziłem.

-Dobrze zrobiłeś. W samochodzie masz kawę i kanapki.-Dom uśmiechnął się do niego.

-Dziękuję!

-Dobra, odczepimy lawetę i go wyciągnę, potem go wciągniemy-zarządziłam


Dom odczepił lawetę i wycofałam do Range Rovera. Dom zaczepił linkę i dał znak, że mogę ruszać. Zaczęłam ruszać, żeby naprężyć linkę i dodawałam gazu a auto zaczęło powoli wydostawać się z rowu. Kiedy już je wyciągnęłam i ustawiłam w odpowiednim miejscu chłopcy odczepili linkę i podstawiłam się pod lawetę. Chłopcy ją podpięli i podjechałam pod Range'a. Wyszłam z auta i przygotowaliśmy lawetę. Zaczepiłam linkę o zaczep i po naciśnięciu odpowiedniego guzika wyciągarka zaczęła wciągać Range'a na lawetę. Zabezpieczyłam go pasami a Dom złożył najazdy. Po skończeniu zabezpieczania wsiedliśmy do auta i ruszaliśmy.

***

Zaraz po powrocie podnieśliśmy Range'a na podnośniku. Jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Auto było nieźle roztłuczone...

-Niall ile miałeś na liczniku gdy wpadłeś w poślizg?

-Bo ja wiem...Z 60...


To dało mi jeszcze bardziej do myślenia. Przerabiałam już kiedyś takie wypadki i zniszczenia nie były takie jak tu przy takiej prędkości.

-Lena zobacz to-Dom zawołał mnie i pokazał to o co właśnie się obawiałam.

-Używałeś może ręcznego? No wiesz, jak nie mogłeś zahamować.

-Tak, ale to też nic nie dało... Ale wczoraj nic takiego się nie działo...

-Jeździłeś nim wczoraj?-Dom spojrzał na niego

-No tak.

-Powiem Tej'owi, żeby sprawdził monitoring.

-Możecie mi powiedzieć co się dzieje-Niall był zdezorientowany.

-Dom podstawmy go jeszcze na rolki-poprosiłam i tak zrobiliśmy-Niall wsiądź i dociśnij do tej 60-tki, dobrze?


Niall odpalił silnik, który teraz chodził okropnie i ledwo ledwo. Obserwowałam monitor. Niall pokazał, że już ma te 60/h. No właśnie...

-Dom!

Dom natychmiast podszedł do mnie i spojrzał na monitor.

-Możesz zgasić-powiedziałam głośniej, żeby Niall usłyszał i wyłączył silnik. Po chwili był przy nas.

-Co się dzieje?

-Pozbyłeś się auta, chłopie-zaśmiałam się choć wcale nie było mi do śmiechu.

-Nic się nie da zrobić?

-Trzeba pogrzebać przy silniku bo słyszałeś go, ale pewnie potrzebna będzie wymiana. Blacharka,szyby, systemy, części. Będzie kosztować.

-Ale chyba to zrobią w warsztacie, co nie?

-My się tym zajmiemy-powiedział Dom grobowym tonem

-Ale..-Niall zaczął

-Weź jakiś samochód i jedź do domu się wyspać a rano odwiedź ubezpieczalnię-rzuciłam

-A wy?

-Też to zaraz zrobimy-mimo woli uśmiechnęłam się do niego- Jedź i proszę cię nie ruszajcie się dzisiaj żadnym z aut.-dałam mu kluczyki i buziaka w policzek po czym czekaliśmy aż opuści teren.

-To oznacza kłopoty-Dom był cały spięty

-Do tego trzeba sprzętu... To nie takie łatwe oszukać licznik. Ktoś musiał się na tym znać. A to oznacza wojnę!

-Zadzwonię do Teja, sprawdzimy nagrania.

***

-Tu- wskazałam na monitor na postać w czarnej bluzie z kapturem na głowie.

Postać weszła do otwartego garażu niosąc coś w rękach.

-Nie widać twarzy...

-Musiał wiedzieć, że są kamery-stwierdził Tej a ja przyjrzałam się bardziej postaci.-Lepszego ujęcia 
nie mam, chłopacy nie mają kamer.

-Tej zatrzymaj i zrób zbliżenie na niego gdy stoi tyłem-poprosiłam a on to zrobił-To nie facet. To kobieta.

-CO?!!

-To jest damska bluza, widać nawet wcięcie w talii. Spójrz na nogi i tyłek. Buty też damskie. Musiała wiedzieć co robi.

-Jakaś twoja siostra?-zaśmiał się Tej

***

Wróciłam do domu po telefonie od Luke'a, że Jack już jest. Gdy przekroczyłam próg domu doszły do mnie głosy z salonu więc tam poszłam. Na kanapach siedział Liam z bandą i moi chłopcy.

-Już się wyspałeś-zapytałam patrząc na Nialla, który się uśmiechnął

-Ciocia!-krzyknął Jack i podbiegł do mnie, żeby się przytulić a ja wzięłam go na ręce i mocno 
przytuliłam.

-Dzięki, że po niego pojechaliście- Louis się uśmiechnął

-Spoko.

-Wiadomo już co się stało-zapytał Niall, cholera!

-Mmm...Przetarła ci się linka od hamulca, dlatego nie działał-zmyśliłam i modliłam się, żeby uwierzyli.

-To co? Jedziemy im pomóc?-uśmiechnął się Jai

-Weźcie mój samochód chłopacy,ok?

-Czemu?

-Chce sprawdzić resztę waszych aut, żeby się nie okazało, że kolejnego będę z rowu wyciągać.

***

Po przygotowaniu obiadu dla wszystkich zajęłam się listą gości na wesele. Odhaczyłam ostatnie osoby od których dostałam potwierdzenie i chciałam zadzwonić do hotelu poinformować ich o liczbie gości ale przyszedł Jack, żebym się z nim pobawiła. Najpierw bawiliśmy się samochodzikami w wyścigi, później w chowanego a na końcu ścigaliśmy się zdalnie sterowanymi samochodami.

-Wow, ja też tak chcę!-krzyknął Jack kiedy zobaczył jak mój samochodzik driftuje.

-Tata jeszcze cię nie nauczył?

-Nieee, on chyba nie umie bo nigdy nie robił tak. Nauczysz mnie ciociu?-młody zrobił maślane oczy.

-Chodź.


Jack powtarzał czynności, które ja wykonywałam na sterowniku i skakał z radości kiedy jego samochodzik też zaczął driftować.

-Wyprzedzę Cię-krzyknął kiedy mijał mój samochodzik

-Ej! Oszukujesz!

-Nie!

-Tak! A może coś zjesz?

-A co?

-A co chcesz? Może tosty?


Jack pobiegł do kuchni a jego samochodzik jechał za nim. Poszłam więc też do kuchni i zabrałam się za robienie mu tostów. Kiedy mu je podałam zjadł je tak szybko, że sama byłam w szoku.

-Jesteśmy-do kuchni weszła Mia a za nią reszta.

-Poczekajcie chwilę zaraz będzie obiad.

***

Po zjedzeniu obiadu siedzieliśmy w salonie. Wszyscy rozmawiali a ja zadzwoniłam do hotelu, w którym miało być wesele. Odłożyłam telefon po skończonej rozmowie.

-Mamy problem...

-Jaki-zapytał Luke a reszta przerwała rozmowy i spojrzała na nas.

-Hotel ma miejsce tylko na 150 osób. Nie mamy noclegu dla 50 osób.

-A ci co stąd? To już trochę mniej.

-Już wcześniej ich odliczyłam.

-Dobra pomyślmy, na spokojnie-zaczęli- To są pary?

-U mnie mam wolne 5 sypialni-zaczął Justin- Prześpię się z Jaxonem w jednym pokoju to masz 6 sypialni do dyspozycji.

-To my się prześpimy w jednym pokoju-powiedział James i wskazał na chłopaków.- To masz 4 wolne.

-U nas 3 wolne-powiedział Liam

-Ja będę u siebie w domu. Dwójkę chłopaków wezmę do siebie to tu masz 4 wolne a u mnie 3 wolne.

-To potrzeba jeszcze ile? 8? Dobrze liczę?-zapytał Steph a ja przytaknęłam

-U nas jest wolnych 3-powiedział Brian-będą gotowe. Na luzie. Zostało 5. U dziewczyn będziesz miała ze 3, może 4.

-Dom ma 2 puste-dodała Mia.

-Powiesz im to się zgodzą.

-Na serio? Nie macie problemu, że obcy będą spali u was-zapytałam a do drzwi zadzwonił dzwonek i Steph poszedł otworzyć.

-No co ty? W końcu to twoje wesele!

-Lena zobacz kto do ciebie-zaśmiał się Steph i wszedł do salonu w towarzystwie 2 mężczyzn.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No więc do końca Ride zostały 2 rozdziały!
Dziękuję tym, którzy jeszcze tu są!
Chciałabym wiedzieć, czy chcielibyście drugą część ROD?
I te nowe opowiadanie, chcielibyście?
Wpadajcie na Stripper.
Dzięki, buziaki x.

poniedziałek, 6 marca 2017

Rozdział 37

Pod rozdziałem ważna notka, przeczytajcie!!

W drodze na komisariat wytłumaczyłam Justinowi sytuację i powiedziałam co ma mówić podczas składania zeznań.

-Zwariowałaś? Dziewczyno ty wychodzisz za mną za 4 tygodnie! Chcesz się hajtać w kiciu?-szeptał, żeby nas nie słyszeli.
-Uspokój się, nic mi nie zrobią, wszystko jest załatwione. Najwyżej posiedzę 48 i tyle. Wypuszczą mnie. Na luzie.

***

-Ross powiedz prawdę-powiedziała Elena, która prowadziła przesłuchanie.
-Mówię, pojechałam i go zabiłam. Działałam na zlecenie tamtejszej policji.

Do pokoju wszedł Hobbs.

-Rozkuj ją, jesteś wolna. Działała w porozumieniu z policją.

Elena rozkuła mnie z kajdanek i wyprowadziła z pokoju. Wiedziałam, że mogę się spodziewać wizyty Hobbsa w domu. Elena dostała od niego rozkaz zawiezienia mnie do domu, trochę śmieszne ale ok.

-To nie ty go zabiłaś, prawda-zapytała gdy byłyśmy już w połowie drogi
-Za dobrze mnie znasz, Justina też wypuściliście?
-Szybciej jak ciebie, w domu już jest.
-Postępowanie będzie się toczyć dalej?
-Wątpię, jeśli było to działanie w porozumieniu z policją.

Chociaż wcale tak nie było, po prostu ma się znajomości.

-Dostałaś już zaproszenie?
-Tak, Luke był osobiście. Będę.
-To się cieszę. Dzięki za podwózkę.
-Nie ma za co, wpadnę na kawę kiedyś.
-Ok, zapraszam- pożegnałyśmy się i wysiadłam

Ona odjechała a ja weszłam do domu.

-Lena? To ty?-usłyszałam głosy z salonu więc tam poszłam
-Ja, ja.
-Jezu, jak dobrze-Justin podszedł do mnie i mocno przytulił- I co??
-Co, nic. Postępowanie będzie zakończone. Nic nam nie będzie. Mówiłam.

***

Wieczorem położyłam się szybciej. Oparłam się plecami o zagłówek łóżka i wsmarowywałam krem w ręce. Łóżko ugięło się koło mnie pod ciężarem Luke'a. Położyłam głowę na jego ramieniu i dostałam buziaka.

-Wyobraź sobie-zaczął-jak za kilka lat będziemy sobie tak leżeć a wokół łóżka będą biegały nasze dzieci. A później wdrapią się na łóżko do rodziców.
-Tak bardzo chcesz mieć dzieci?-uśmiechnęłam się
-Z tobą mogę mieć ich nawet 10.
-Nie no nie przesadzajmy...
-Trójka?
-Dwójka?
-Trochę mało...
-Później będę wyglądać jak wieloryb-zaśmiałam się
-To co... Ale mój wieloryb.
-Jedyne czego pragnę.
-Będziesz taką...Seksowną mamuśką.
-Idź bo ci walnę.
-Seksowna mamuśka... Pasuje ci.
-Eh... Obejrzymy jakiś film?
-No pewnie, jaki?-wstał po laptopa

***

O 10 przyjechała Mia z Jack'iem.

-Jack-krzyknęłam gdy wyszłam do nich przed dom
-Ciocia!-mały przybiegł do mnie, wzięłam go na ręce a ten wtulił się we mnie mocno- Co będziemy robić?
-A co chcesz? Może pójdziemy na lody?
-Nie, Lena żadnych lodów-zarządziła Mia, która przyniosła plecak Jacka.
-Uuu, nabroiłeś?
-Nie.
-Chodź Mia, zrobię kawę.

Weszliśmy do środka. Dałam młodemu sok i ciasto i bawił się w salonie. Zrobiłam nam kawę i pokroiłam ciasto. Usiadłyśmy i rozmawiałyśmy.

-Jak się czujesz-zapytała
-Dobrze, nie narzekam. A ty jak? Młoda daje Ci w kość?
-Tylko chwilami, ale ogólnie jest bardzo dobrze.
-Brian się tobą opiekuje?
-Tak, bardzo. A widziałabyś jego minę jak mu powiedziałam.
-Skakał pod sufit?
-No prawie-zaśmiała się- A jak przygotowania do ślubu?
-Nawet nie wiesz ile chłopacy nam pomagają. Czekam na suknię a reszta... Już prawie wszystko jest. Czekam teraz na potwierdzenia przybycia, żeby wiedzieć jak z hotelem.
-A potrzebujesz pomocy z czymś?
-Nie, nie, dziękuję.
-My będziemy, to już ci mówię.
-Super-odhaczyłam ich na liście-a wy macie wszystko?
-Na wesele?-przytaknęłam na jej pytanie-Muszę kupić jeszcze garnitur Jackowi bo trochę wyrósł z tego co miał u nas.
-To ja się tym zajmę może?
-Masz dużo na głowie, dam radę-uśmiechnęła się i spojrzała na zegarek- dobra muszę lecieć, mamy dzisiaj do obejrzenia 2 domy.
-Zjecie jak przyjedziecie?
-Bardzo chętnie, dzięki

***

Parę minut po wyjeździe Mii przyjechał Stephen z zakupami. Schowaliśmy wszystkie produkty.

-Jack co powiesz na lody?-zapytałam
-A pójdziemy do Mca?
-Jeśli chcesz.

Jack zaczął się ubierać.

-Jedziesz z nami?
-Do Mca zawsze!-Steph uśmiechnął się

***

Po lodach poszliśmy do sklepu Hugo Boss. Stephena obmierzyła jedna z pracownic sklepu. Przymierzył kilka fasonów garniturów.

-Co myślisz-zapytał
-Super. Jack co sądzisz?
-Bierzemy!

Zapłacił i poszliśmy do Dolce&Gabbana po garnitur dla Jacka. Wybraliśmy mu też koszulę.

-Potrzebujemy coś jeszcze-zapytał Stephen kiedy czekaliśmy na Jacka
-Nie, chyba mamy wszystko, teraz Mc i do domu robić obiad.

Po zapłaceniu poszliśmy do Mca. Chłopacy jedli a ja piłam shakea.

-Co robimy na obiad?-zapytałam
-Spaghetti?-rzucił Jack z pełną buzią
-Steph co sądzisz?
-Jestem na tak!

Siedzieliśmy i czekałam aż chłopcy skończą jeść. Nagle podeszły do nas 4 dziewczyny.

-Przepraszam-odezwała się jedna-możemy prosić o autograf?

Nie odzywałam się bo myślałam, że to do Stephena. Patrzeliśmy się na siebie nawzajem.

-Steph no odpowiedz-odezwałam się w końcu
-Lena, ale to do ciebie-uśmiechnął się

Odwróciłam się w stronę dziewczyn, które nadal stały koło nas i patrzyły się na mnie.

-O mnie chodzi-zapytałam
-Em... No pani Marlena Ross? Menadżer chłopców, tak?
-No tak, zgadza się.
-Możemy prosić o autograf?
-Ale... To chłopcy są sławni, nie ja.
-Ale pani ich zna. Prosimy.

Złożyłam dziewczynom podpisy i zrobiłyśmy sobie jeszcze zdjęcia. Dziewczyny podziękowały i odeszły. Jack skończył jeść i mogliśmy wracać.

***

Gdy wróciliśmy zaraz wzięliśmy się za obiad. Każdy miał zajęcie. Po skończeniu zostało tylko czekać na Mię i Briana. Zaczęłam rozmawiać z moim bratem o weselu. W trakcie tej rozmowy dostałam 5 smsów z potwierdzeniem przybycia na wesele. Odhaczyłam te osoby na liście po czym usłyszałam trzaśnięcie drzwi.

-Jesteśmy-krzyknął Luke

Poszłam ze Stephenem do salonu gdzie chłopacy witali się z Jackiem. Przywitaliśmy się z nimi.

-Obiad będzie jak przyjedzie Mia z Brianem.-poinformowałam ich a do pokoju weszli nasi sąsiedzi.
-Ktoś tu mówił o obiedzie?-Niall uśmiechnął się chyba najszerzej jak się da.
-Widzisz Steph mówiłam, że trzeba zrobić więcej bo jak zapach dojdzie do nich to zaraz tu będą-zaśmiałam się
-Widzisz jak dobrze nas znasz-uśmiechnęli się
-Siadajcie.

Luke pomógł mi przynieść do salonu napoje i szklanki. Podałam każdemu szklankę i usiadłam koło Luke'a po czym zaczęliśmy dyskusję. Zaczęliśmy rozmawiać o tym jak będzie wyglądała przyszłość...

-Mam nadzieję, że będziesz kochał Lenę nawet jak będzie w ciąży wyglądała jak pasztet.
-Dzięki Niall!
-Właściwie to już trochę przytyłaś, jadłabyś trochę mniej...
-I kto to mówi-zaśmiałam się
-A jak będzie po weselu-zapytał Liam
-Kupimy piękny duży dom-zaczął Luke patrząc mi głęboko w oczy-taki, który będzie Ci się podobał, w którym pomieścimy się, w każdą niedzielę będą obiady rodzinne. Nauczę nasze dzieci grania na gitarze ty grania na pianinie, chłopacy pewnie też czegoś je nauczą, będą miały piękny głos po Tobie, będziemy spędzali razem wieczory oglądając filmy, grając w gry, opowiadając sobie historie. Będziemy jeździli gdzie tylko będziecie chcieli, będzie najszczęśliwszym dzieckiem na ziemi, będzie miała najlepszych rodziców, wujków, ciocie na świecie. A gdy będzie już dorosła będzie miała wspaniałego męża i dzieci a my wspaniałych wnuków, którym damy wszystko co będziemy mogli. A chłopcy będą mieli wspaniałe żony tak jak ja.
-Skąd wiesz, że będzie miała wspaniałego męża?
-Bo jak on coś zrobi nie tak jak trzeba to tatuś z wujkami się nim zajmie, prawda chłopaki?
-Prawda-krzyknęli chórem
-A gdy żony naszych chłopców tak zrobią to porozmawia z nimi najlepsza teściowa na świecie-Luke uśmiechnął się
-A ja przepraszam ale mam takie pytanie-Harry uniósł lekko rękę-Mówisz o dzieciach w liczbie mnogiej... Ile ich chcecie-zapytał a ja zaczęłam się śmiać
-Luke chce dziesiątkę-powiedziałam a Louis i Zayn, którzy właśnie się napili wypluli wszystko i wybuchnęliśmy wszyscy śmiechem-Ale myślę, że dwójka będzie odpowiednia.
-Będziemy jeszcze dyskutować na ten temat-zaznaczył Luke.

Spojrzałam na Nialla, który chciał coś powiedzieć a ja już wiedziałam o co mu chodzi.

-Tak Niall dostaniesz u nas żarcie, nie tylko w te niedzielne rodzinne obiadki-zaśmiałam się

Do pokoju weszła Mia i Brian.

-Chłopie 10 dzieci?!-Brian zrobił wielkie oczy
-Siadajcie już podgrzewam obiad.

Razem ze Stephenem poszliśmy do kuchni zająć się obiadem.

~~~~~~~~~~~~
Hej kochani!!
Słuchajcie po pierwsze przepraszam za błędy jeśli są.
Po drugie: chciałabym poznać waszą opinię na temat tego opowiadania, proszę Was bardzo wyraźcie ją w komentarzach.
Po trzecie:zapraszam Was również na Stripper.
A po czwarte: dostałam pomysł na nowe opowiadanie i chciałabym się dowiedzieć czy ktoś byłby chętny je czytać. Głównym bohaterem byłby Niall Horan, opowiadałoby o dziewczynie, która u niego pracuje. Nie mam jeszcze pomysłu jak potoczyłyby się ich losy ale myślę, że by się Wam spodobało. Proszę powiedzcie czy bylibyście chętni do czytania czegoś takiego... Wiem, że to mały opis ale jeśli bylibyście na tak to wstawiłabym Wam jakiś lepszy opis :) Proszę wyraźcie swoją opinię na ten temat w komentarzach.
Czekam na wasze opinie! Do następnego buziaki!

piątek, 10 lutego 2017

Rozdział 36

-O w mordę-rozszerzyłam oczy.
-Chcesz zobaczyć z bliska-uśmiechnął się.

Zbiegłam szybko po schodach i po ok. minucie stałam już na zewnątrz a wszyscy goście stali za mną.

-To...-Jaxon zaczął ale mu przerwałam
-Lykan HyperSport. Do tej pory powstało ich tylko 7 egzemplarzy. Jest kuloodporny, maksymalnie 395 km/h, do setki rozpędza się w niecałe 3 sekundy, dokładnie 2,8. Do napędu służy centralnie umieszczony, podwójnie turbodoładowany silnik typu boxer, generujący moc 750KM i 1000 Nm momentu obrotowego. Takie detale jak diamentowe obramowanie reflektorów i złote nici w fotelach do tanich nie należą. Mimo, że jest trochę wolniejszy od Veyrona jest droższy. Wiem-wystawiłam palec-ile kosztuje Veyron bo go mam. Tu o kosztach nie wspomnę. Nie mogę go przyjąć, to za drogi prezent- odwróciłam się twarzą do wszystkich a oni stali i gapili się na mnie z otwartymi buziami a ekipa śmiała się.- No co? Takie rzeczy się wie.
-Tak, tak, wiem, że to drogi prezent ale żeby cię uspokoić rozmawiałem z Justinem i stwierdził, że właśnie go nie weźmiesz no bo cena dlatego kupiliśmy Ci go na spółę.
-Mimo to to drogi prezent.
-Ale prezent. Zwrotu nie przyjmuję.
-Eh... No dobrze, dziękuję- podeszłam i przytuliłam ich.

Weszliśmy z powrotem do domu, poszłam szybko się ubrać a Tyna robiła kawę gościom. Zeszłam gotowa i zaraz po kolei każdy składał mi życzenia i wręczał prezenty.

-No kochana ty moja-zaczął Stephen-życzę Ci wszystkiego czego tylko sobie życzysz, ale przede wszystkim zdrowia, szczęścia i dużo miłości. Niech Ci się życie ułoży dobrze, po twojej myśli a małżeństwo-zaczął mówić na ucho przytulając mnie- i seks z Luke'iem będzie zajebiste. Rodzice byliby z ciebie dumni- dał mi buziaka i wręczył torbę.
-Dziękuję-uśmiechnęłam się
-Dobra do południa wy ją chłopaki macie, od południa do 20 Luke i Steph a od 20 dziewczyny-zarządziła Tyna.
-Dobra, dobra, fajnie. Lena proszę bo dłużej nie może czekać-powiedział Tej.

Otworzyłam koszyk a w środku był piesek.

-Ale słodki!
-Jak go nazwiemy-zapytał Luke
-Hmm...Killer.
-Ale to mały piesek.
-Killer!-powiedziałam a piesek spojrzał na mnie.

***

Wieczorem była zajebista impreza. Była cała ekipa, Theo i Bradley, chłopacy, Tai, Maciek, Chris i Darcy, Iggy, Nicki i wielu innych moich znajomych. Ale! Na drugi dzień obowiązki wzywały... Mieliśmy ćwiczenia... Na torze, strzelnicy, siłowni, w terenie i z Hobbsem. Wieczorem pojechałam jeszcze do Hectora po moje pieniądze. W sobotę po południu pojechałam na teren Wojny Ras. Przygotowywaliśmy wszystko bo przez weekend trwała impreza.

-Lena!-usłyszałam wesoły głos za sobą więc się odwróciłam.
-Tai, Darcy, Maciek, Chris! Hej!-uśmiechnęłam się i przywitałam z nimi po kolei.
-Niesamowita impreza!-wyszczerzył się rudy.- Chris pójdziemy jeszcze się przejść po placu?
-Pewnie.
-Tylko się nie zgubcie. My tu będziemy.

Chłopacy poszli a ja zostałam z Tai'em i Maćkiem.

-Powiedzieliście mu-zapytałam a oni pokręcili głową- to dobrze, to będzie niespodzianka.
-A organizator nie ma nic przeciwko, że kasa z tej imprezy pójdzie na Darcy'ego? Przecież to chyba dużo kasy...
-A widzisz, żebym miała coś przeciwko?
-Ty jesteś organizatorką?
-Ja z ekipą. To my wymyśliliśmy Wojnę Ras.. Poczekajcie.-Wzięłam krótkofalówkę-Dom podstaw się na start. Czarna Honda HSC, 3.5 V6 VTEC 300 KM, nr 258.
-Ok.
-Więc cała kasa za wjazd, wygrane i z aut idzie dla niego.
-Jesteś wspaniała.

Uśmiechnęłam się tylko. Zasady proste. Przegrany oddaje auto i kasę za jaką się ścigali. Miałam informacje o wszystkich autach. Na te wartościowe podstawiałam kogoś z naszych. A skąd znałam chłopaków? Dzięki Jaxonowi. Zabrał mnie w jeden dzień na stadion jako niespodziankę. Nie wiedziałam gdzie jechaliśmy bo zawiązał mi oczy. Na miejscu czekał na nas Tai, z którym odbyłam 'trening' na motorze. Szybko złapaliśmy wspólny język, zaprzyjaźniliśmy się, pojechałam z nim na kilka zawodów i tam poznałam resztę środowiska, z którymi też szybko złapałam kontakt.

***

Zostałam w domu a chłopacy pojechali dalej w trasy. Tyna była znowu u nas. Nie rozmawiała z Justinem. Luke przyjeżdżał nawet gdy mieli dzień przerwy, często sam. Organizowaliśmy w końcu nasze wesele. Kiedy mógł to przyjeżdżał i pomagał w przygotowaniach. Oczywiście, że więcej go nie było jak był ale dawałam radę. Bardzo pomagał mi Jaxon i Stephen. Jeździli ze mną i załatwiali wszystko. Akurat dziś Justin był w domu. Chciał też coś pomóc no ale miał trasę koncertową. Ale i tak pomógł. Przyjechała dziś jakaś tam bardzo znana projektantka sukien ślubnych. Tak, tak, pomysł Justina. Przeglądałam katalog i te suknie, które przywiozła a Stephen i Jax zajmowali się zaproszeniami. Wesele będzie dość duże bo Luke stwierdził, że zapraszamy kogo chcemy więc nawet przyjaciele będą.

-Tai też będzie-zapytał Jax
-Tai, Maciek, Chris, Darcy, Piotrek i Przemek, Luke nalegał- odpowiedziałam-A macie już dla Bradleya i Theo?
-Mhm.
-Ok, gotowe, pojadę wysłać-stwierdził Steph
-Ej ta chyba będzie dobra, co?
-Ale zajebista.
-Dobra przyciśniemy z przygotowaniem sukni i za 2 tygodnie maks 3 przywiozę Ci ją.-powiedziała projektantka
-Super a co z garniturem-zapytałam chłopaków
-Za 2 tygodnie jest.

Projektantka zwinęła się i wyszła a my odhaczaliśmy na liście czy wszystko jest.

-Obrączki?
-Są.
-Sala.
-Jest.
-Florysta, dekoracje, zespół?
-Są.

Wszystko sprawdziliśmy do końca i mieliśmy wszystko. Chłopacy byli dla mnie prawdziwym wsparciem, Tyna też. Chociaż dalej przeżywała stratę dziecka, nie dziwię się.

-Ok, ale jest jeszcze jedna ważna sprawa...
-Jaka-zapytaliśmy z Luke'iem, który siedział koło mnie i mnie przytulał.
-A wieczór panieński i kawalerski-zapytał z pełną powagą Jax a my się zaśmialiśmy
-Panieńskim ja i Mia się zajmujemy-Tyna wychyliła głowę z kuchni.
-Fajnie się dowiedzieć-krzyknęłam.
-No wiem!
-To kawalerski bierzemy my-Steph pokazał palcem na siebie i Jaxa-co nie?
-Pewnie!-i przybili piątkę
-Tyna a kiedy robicie-zapytał Steph Tynę, która weszła właśnie do salonu.
-Dzień przed ślubem.
-No to my też.
-Wiecie, że zostało mało czasu?
-Noo... Jedziesz wysłać?
-Tak, tak.
-Dobra to ty jedź a ja zabieram Lenę-stwierdził Jax
-Gdzie?-zapytałam
-Nie interesuj się, dowiesz się na miejscu.

Stephenowi powiedział na ucho coś, pewnie gdzie jedziemy.

-Ja też! Zbieraj się!

Przebrałam się i pojechaliśmy.

***

Okazało się, że chłopacy zabrali mnie do galerii. Oczywiście zaraz pojawiło się koło nas pełno fanek. Nie rozumiałam tego. To chłopacy byli gwiazdami ja tylko managerem. Jax zaciągnął mnie do sklepu z bielizną gdzie, jak się okazało czekał już na nas Justin. Oczywiście musieli coś odjebać... Na czas naszych zakupów sklep był zamknięty!

-A na co tu przyszliśmy? Nie potrzebuję gaci...
-Jak to na co? Bielizna na noc poślubną sama się nie kupi!
-Chyba was pogięło!-krzyknęłam-Jakbym wiedziała, że macie taki debilny pomysł to w ogóle bym tu nie przyszła!
-Ale zobacz pracuje tutaj taka fajna pani, nie krępuj się-stwierdził Jax- I tak wiemy jak wyglądasz w bieliźnie.
-Nawet bardzo fajna-Justin zaczął świrować
-Zamknijcie się-warknęłam i wyciągnęłam telefon wybierając numer Tyny-Tyna? Błagam Cię przyjedź do galerii.
-A co się stało?-zapytała
-Chłopacy zaciągnęli mnie do Victoria's Secret, żeby kupić coś na noc poślubną.
-Poszaleli?! Zaraz będę!

Po 10 minutach była już z nami Tyna.

-Dobra, wy zostajecie tu, możecie sobie popatrzeć jaką bieliznę mają, Tyna idzie ze mną-zarządziłam

Po przymiarce kilku kompletów bielizny stwierdziłyśmy z Tyną, że ta, którą mam właśnie na sobie jest naj. Zawołałyśmy chłopaków.

-O kurwa, ale z Luke'a szczęściarz-stwierdził Jax
-Czemu to nie ja jestem twoim narzeczonym-zajęczał Justin
-Dlaczego jestem twoim bratem-westchnął Steph
-Jesteście debilami-stwierdziłam-Brać?
-Tak!-wszyscy krzyknęli chórem.
-Czuję, że mi staje, idź się przebrać-Justin gapił się na mnie jak głupi

Zaczęliśmy się śmiać. Przebrałam się w swoje ubrania, wyszłam z przymierzalni i wszyscy poszliśmy do kasy. Oczywiście chłopacy natychmiast odciągnęli mnie od kasy, żebym nie mogła zapłacić. Nie chciałam, żeby Justin płacił, wystarczy, że płacił za suknię ślubną, która  kosztowała od chuja. Popatrzyłam na nich oraz ich ruchy i okazało się, że płacił Jax. No tak, mogłam się tego spodziewać. Kiedy zapłacili pojechaliśmy do domu.

***

-Luke jesteś?-krzyknęłam jednak nie zastałam go.

Na lodówce wisiała karteczka od Luke'a, że pojechał do Nicki i Iggy z zaproszeniami i że wróci ok.17. Odłożyłam bieliznę do szafy w sypialni i poszłam zrobić sobie kawę. Zadzwonił dzwonek.

-O hej Dom-uśmiechnęłam się gdy otworzyłam
-No hej, jest Luke?
-Nie, pojechał z zaproszeniami, wejdź.
-Dzięki-szliśmy do kuchni-a wiesz kiedy będzie?
-Za 2 godziny. Robię sobie kawę, chcesz?
-Poproszę.
-A coś się stało, że go szukasz?
-Chciałem z nim pogadać-spojrzałam na niego gdy to powiedział
-Rozmawiałeś z Mią?
-Dlaczego nie powiedziałaś?
-Wiesz jak było. Kłótnie, zazdrości.

***

Kiedy Dom i Luke rozmawiali usłyszałam krzyki Justina na dworze. Podeszłam do okna i zobaczyłam radiowóz. O cholera! Policjant prowadził Justina do auta. Zbiegłam po schodach wołając Doma i wybiegliśmy na dwór.

-Co się dzieje?!

Hobbs złapał mnie.

-Lena nie przeszkadzaj. 
-Ale o co chodzi?!
-Justin jest podejrzany o zabójstwo.

Oczywiście! Przed bramą było pełno paparazzi.

-To nie on! To ja!

Policjant z Justinem stanęli. Hobbs spojrzał na mnie.

-Dom przynieś płytę.
-Co ty-krzyknął Justin, policjant podszedł z nim do radiowozu a Dom przyszedł z laptopem i płytą.

Hobbs włożył płytkę do laptopa i odtworzył nagranie. Tak, nagranie z kamery. Co prawda przerobione ale oni nie muszą o tym wiedzieć. Na nagraniu był moment zabójstwa Nicka. Nie było tam w ogóle Justina tylko ja.

-Zabieramy to. A ty niestety jedziesz z nami.

Gdy wsadzali Justina do radiowozu spojrzał na mnie.

-Spokojnie-powiedziałam bezgłośnie

Wsadzili nas do jednego radiowozu i odjechaliśmy
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam z nowym rozdziałem!
Mam nadzieję, że się podoba i nie ma błędów.
Jeśli są to przepraszam.
Zbliżamy się WIELKIMI krokami do końca...
Do następnego!
Buziaki!!

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Rozdział 35

Razem ustaliłyśmy, że kiedy tylko Justin i Jai będą w domu Tyna z nimi porozmawia. Nie chciała rozmawiać z nimi sama więc jako jej najlepsza przyjaciółka, która jest dla niej niczym siostra, zgodziłam się być przy tej rozmowie. No...może bała się jakiegoś wybuchu złości ze strony Jai'a.

-Lena ja nie dam rady... Możesz ty porozmawiać z Justinem?-zapytała
-Kochanie wiesz, że i tak będziesz musiała z nim porozmawiać, ale dobrze. Zrobię to dla ciebie.
-Dziękuję. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła-wtuliła się we mnie-kiedy oni wracają?
-Em...Justin za dwa dni bo ma trzy dni wolnego...a chłopacy nie wiem.

Jak na zawołanie zadzwonił telefon.

-Jezu to Jai. Proszę Cię odbierz za mnie.
-To nic nie da. Nie unikniesz tej rozmowy.

Widziałam w jej oczach...przerażenie. Ale dlaczego? Aż tak się go bała? Wzięłam telefon z jej ręki.

-Halo-odebrałam
-O hej, gdzie Tyna?
-Kąpie się.
-Oh...To ja może zadzwonię później?
-To coś ważnego? Mogę przekazać.
-Chciałem zapytać jak się czuje...
-Jest już lepiej.
-Oh no to dobrze...A ty długo w domu?
-Nie, nie. Przyjechałam dzisiaj i raczej jutro jadę...
-Zabiegana kobieta-wyczułam, że się uśmiechnął.
-Żebyś wiedział... A wszystko ok? Masz jakiś dziwny głos...
-Po prostu stęskniłem się za Tyną... Za tobą też oczywiście.
-No ja myślę-zaśmiałam się, co zrobił i on.-Na pewno chodzi tylko o to?
-Eh...Oddalamy się od siebie. Nie jest już tak jak było. A tu chłopacy mają spiny między sobą!
-Znowu? Czy nie może być chociaż chwilę normalnie? To... mówisz, że kryzysik w związku?
-No trochę...-westchnął a z tyłu usłyszałam "z kim gadasz?!" na co Jai odpowiedział "Lena".
-Jai?
-Tak?
-Luke się do ciebie spina?
-Nie... Jeszcze... Chyba jest najspokojniejszy ze wszystkich i ma wyjebane na wszystko.
-Typowo-zaśmiałam się.-Kiedy wracacie?
-Wiesz co... Za dwa dni-powiedział a moje oczy zrobiły się wielkie.
-I na ile?
-Dwa dni chyba.
-Ok... Przepraszam ale robota wzywa.
-Tak, pewnie, leć. Przekaż Tynce, że dzwoniłem i bardzo ją kocham.
-Ok. Tej mojej zgredzie przekaż pozdrowienia, buziaka i że też go kocham.
-Ok. Leć. Pa pa-i się rozłączyłam
-Co powiedział?
-Pytał jak się czujesz, wracają za 2 dni na 2 dni i że cię bardzo kocha.

***

Nadszedł ten dzień. Nie pojechałam, zostałam, żeby wspierać Tynę. Napisałam do Justina, że gdy tylko przyjedzie ma przyjść do mnie. Zrobiłam obiad dla chłopaków, żeby zjedli gdy przyjadą, dla Justina też starczy. Tyna nie chciała jeść, więc prawie siłą jej to wmusiłam. Zjadłyśmy i czekałyśmy. Porozmawiałam z Niall'em, który zadzwonił zaraz po skończeniu wywiadu, który oczywiście oglądałam. Tyna jadła ciasto, które upiekłam na deser, kiedy drzwi się otworzyły i do domu zaczęli wchodzić chłopacy.

-Hej-krzyknęli a ja widziałam jak Tyna momentalnie bladnie.
-Spokojnie-szepnęłam.-Hej-krzyknęłam-chodźcie na obiad.
-Hej kochanie-Luke obdarował mnie buziakiem.

Uśmiechnęłam się. Cieszyłam się z każdej takiej chwili bo oddalaliśmy się od siebie przez wyjazdy w trasy. Powinniśmy zacząć planować wesele a my nawet nie mamy czasu, żeby usiąść razem i porozmawiać. Cieszyłam się, że jest przy mnie, że już jest dobrze, bez kłótni ale mimo to miałam dziwne przeczucie, że coś się stanie... Coś złego, między nami... A tego nie chciałam cholernie. Chciałam, żeby było tak dobrze jak teraz albo i lepiej. Po przywitaniu się z resztą poszłam do kuchni.

-Chodźcie, chodźcie-pogoniłam ich.

James pomógł mi zanieść całe jedzenie do jadalni i chłopcy zaczęli jeść. Zadzwonił dzwonek więc poszłam otworzyć.

-Hej miśka-Justin mnie przytulił
-Hej grubasie. Aż tak się stęskniłeś?
-Cholernie-poruszył brwiami
-Głupek-zaczęliśmy się śmiać-chodź, zrobiłam obiad, chłopacy już jedzą.
-O, wrócili?
-Mają 2 dni wolnego.
-Zapomniałbym...Proszę-Justin wręczył mi stos papierów w teczkach
-Nie powiem, że tęskniłam za tym.-Odłożyłam teczki w pokoju i poszliśmy do reszty
-Elo!-krzyknął Justin i chłopacy zaczęli przybijać z nim piątki i się witać.
-Siadaj i jedz.

***

Weszłam z Tyną do salonu gdzie chłopacy gadali, grali na konsoli i w karty. Czas na rozmowę.

-Chłopaki koniec grania-rzuciłam
-Nie, jeszcze nie-wymruczał pod nosem Luke.
-Luke! Nie dyskutuj ze mną!
-Przepraszam.

Luke wyłączył grę a chłopacy zaczęli jęczeć.

-Chłopaki. Na górę-gwizdnęłam głową wskazując schody-Wrzucić brudy do kosza i ogarnąć. Jazda.-Chłopacy wstali i zaczęli wychodzić-Jai zostań.

Jai usiadł na kanapie, na drugim końcu siedział Justin. Usiadłam na stoliku więc miałam łatwy dostęp do chłopaków...tak w razie w.

-Więc... O co chodzi-zapytał Justin
-Jai dobrze wiesz, że Cię kocham-zaczęła Tyna-bardzo mocno. Ale...
-Kochanie co się stało?

Spojrzałam na Justina, który patrzył na mnie. Kiwnął głową z miną "co jest?". Podniosłam brew i zrobiłam minę w stylu "naprawdę nie wiesz?!". Zmarszczył brwi a po chwili jego oczy się rozszerzyły. Spojrzał na Tynę i znowu na mnie. Ręką dyskretnie wykonał ruch przy brzuchu, na co skinęłam głową.

-Przecież to dobrze-powiedział bezgłośnie
-Zależy dla kogo-odpowiedziałam tak samo

Zrozumiał chyba po chwili bo przeczesał włosy ręką i złapał się za głowę.

-Zabiję Cię gnoju!-krzyknął Jai i poderwał się z kanapy próbując rzucić się na Justina ale go powstrzymałam.
-Uspokój się!

Justin wstał i tak samo jak Jai zaczął chodzić po pokoju trzymając się za głowę.

-I co teraz-zapytał Justin a Tyna wzruszyła ramionami i płakała dalej.

Przytuliłam ją i pocierałam jej plecy aby się uspokoiła.

-Usuń je-usłyszałam i myślałam, że padnę!
-Jai czy ty siebie słyszysz?!-warknęłam-Rozumiem, że jesteś wkurwiony ale bez takich!
-Dobra...eee...Chcesz mieszkać tu? Czy wprowadzasz się do mnie?-zapytał Justin

Kazałam Tynie usiąść. Zauważyłam, że złość u Jai'a zastąpił ból a jego oczy zeszkliły się. Usiadł koło Tyny i zaczął coś do niej szeptać. Podeszłam do Justina.

-Co ja mam zrobić?-zapytał Justin
-Chciałabym Ci pomóc ale naprawdę nie wiem jak...
-Myślisz, że powinna zamieszkać u mnie?
-Ale ciebie i tak nie ma. Jesteś cały czas w trasie!
-Jaxon się nią zajmie jak mnie nie będzie...

Justin podszedł do nich.

-Zamieszkasz u mnie.

***

Tydzień później Justin był w domu z Tyną, która teraz mieszka u niego. Chłopacy przyjechali na tydzień. Byłam w domu na kilka dni bo zmienialiśmy cały program koncertu Justina. Wprowadzaliśmy piosenki z nowej płyty, którą Justin już wydał bo cisnął ciągle po koncertach i przed do studia. Zaczynaliśmy nową trasę. Siedziałam ze Scooterem w moim biurze ustalając szczegóły nowej trasy. Nick miał zajęcia z tancerzami. Przedstawiał im układy nad którymi pracowaliśmy po nocach. Byłam przemęczona, na nic nie miałam czasu, czułam się coraz gorzej! Nagle usłyszałam krzyk Tyny, która zabierała resztę swoich rzeczy. Spojrzeliśmy się na siebie ze Scottem i wybiegliśmy z biura. Pobiegliśmy do jej sypialni. Scooter wiedział, że Tyna jest w ciąży... z Justinem. Wpadliśmy do jej sypialni. Leżała na podłodze a obok niej krzesło. Zwijała się, pewnie z bólu, trzymała za brzuch i płakała. Justin kipiał złością, wszędzie leżały kawałki pobitych wazonów, szkło. Przykucnęłam koło niej.

-Co się stało-zapytałam ale nie dostałam odpowiedzi, spojrzała tylko na krzesło.
-Co ty kurwa zrobiłeś-wrzasnął Scott.
-Nie chciałem. Miałem pod ręką krzesło... Ja nie chciałem!
-Oszalałeś?!!-wrzasnęłam i pomogłam jej wstać-Jedziemy do szpitala.

***

-Panie doktorze co z nią-zapytałam lekarza, który wyszedł z sali.
-Pani jest rozumiem pani Ross? Siostra pacjentki?-zapytał
-Tak, tak-skłamałam chociaż nie dużo, w końcu byłyśmy prawie jak siostry.-Co z nią?
-Przykro mi...Ale pani siostra straciła dziecko...
-Jak to?-zapytałam zszokowana i usiadłam a Scott zaraz przykucnął przy mnie.

***

Wsiadłam do samochodu i ruszyłam spod szpitala z piskiem opon. Wybrałam numer Luke'a.

-Tak kochanie?-zapytał
-Jai jest w domu?!
-Tak.
-Nie pozwól mu wyjść. Zaraz będę.
-Dobrze.

Rozłączyłam się i wybrałam numer Justina.

-Halo?
-Za 10 minut masz być u mnie w domu! Gówno mnie obchodzi czy ci się chce czy nie! Jasne?
-Ok-burknął

Po 10 minutach byłam w domu. Jai siedział w salonie. Usłyszałam pukanie i po chwili w salonie był Justin. Przyszedł też Luke.

-Siadaj-skinęłam na kanapę i Justin usiadł.-Od początku. Co zrobiłeś-spojrzałam na Justina.

Powiedział jak to przyszedł do niego Jai i zaczął gadać, że Tyna nie jest z nim w ciąży i jest z nim tylko dla kasy... Jai nagadał mu jeszcze, Justin się wkurwił i przyszedł do Tyny. Zaczął rzucać czym popadło. Złapał krzesło, rzucił w Tynę i wtedy wkroczyłam razem ze Scottem.

-Co z nią-zapytali
-Dzięki wam, geniusze, Tyna poroniła.

***
*miesiąc później*

Spałam sobie spokojnie, dopóki komuś nie zachciało się mnie budzić.

-Kochanie wstawaj-Luke głaskał mój policzek
-Jeszcze troszkę-wymruczałam i przewróciłam się na drugi bok.

Usłyszałam jak drzwi się zamykają. Moje szczęście nie trwało długo... Po chwili ktoś zaczął skakać po łóżku. Ugh.

-Wypierdalać-pociągnęłam za kołdrę tak, że chłopacy spadli z hukiem z łóżka

Wyszli. Spokój. Nareszcie.

-Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!-usłyszałam

Otworzyłam oczy, przetarłam je i zobaczyłam masę osób, które śpiewały w mojej sypialni.

-Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin skarbie- Luke złożył soczystego buziaka na moich ustach.

Wszyscy po kolei zaczęli składać mi życzenia i wręczać prezenty.

-No dupo-zaśmiał się Jaxon-od dziś mówię na ciebie stara dupo.
-Sam jesteś stara dupa.
-Fajne dupyy-zaczął.
-Dupy z klasą-dokończyliśmy wspólnie.
-Proszę-wręczył mi małe pudełko.
-Co to?
-Zobacz-otworzyłam i były to kluczyki-podejdź do okna.

Podeszłam. Nacisnęłam przycisk i auto dało znać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam Was z nowym rozdziałem.
Przepraszam, że była taka długa przerwa.
Jeżeli są błędy to przepraszam.
Mam nadzieję na chociaż jakieś komentarze!
Liczę na Was! 

PS.
Spóźnionego Szczęśliwego Nowego Roku!

Buziaki!!